Pięćdziesiąt lat zakopałem

 

Dzisiaj zegar istnienia wybił mi pięćdziesiąt uderzeń swym stalowym beznamiętnym brzmieniem. Zapaliłem sobie świecę jak na mogile przyjaciela, bo oto pochowałem swoje pół wieku. Część zakopałem w łąkach pod kwitnącym kwieciem, część utopiłem w rzece zapomnienia Solince, część rzuciłem wichrom halnym w darze bezimiennym, w część ubrałem szyszkami własnoręcznie sadzone świerki i modrzewie przeszłości depozytu bolesnego, część rzuciłem z grudką ziemi na mogiłę Mietka Nożownika i Janka Rapera, i Emilowi, który pogalopował do końskiego nieba, i Lunie, która psią piękną duszę wieczności użyczyła. Oto pogrzeb mojego pół wieku – świeczka na mogile jak wąż księżycowy pełza swym blaskiem w mroku, a ja stoję z łopatą na ramieniu, bo czas już zakopać te utracone marzenia. Zbieram się na odwagę i rzucając ziemię powtarzam za każdym sztychem:

-Niczego nie żałuję, niczego nie żałuję...

Gdy już kończę prawie i trzymam na łopacie ostatnią porcję pięknej bieszczadzkiej ziemi nie  mogę się przemóc żeby to powtórzyć, bo wszystko wkoło krzyczy:

-Wszystkiego żałuję, wszystkiego żałuję...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R