Na urlopie w psychiatryku
Leżę sobie błogo w swoim jednoosobowym apartamencie psychiatrycznym. Dostałem nowe piguły, które przytłumiły mi odrobinę te przerażające napady paniki, czytam komiks, który dostałem od Nowaka na urodziny, fajna historia on ma wyczucie do dobrych obrazkowych opowieści. Jakieś super prochy przyswoiłem przed chwilą, bo wstałem z łóżka i zrobiłem 50 pompek po czym wyszedłem na korytarz obczaić tutejszą rzeczywistość.
oparty o ścianę szczupły pacjent, trzęsą mu się ręce i ma rozbiegany wzrok.
z czego Cię tutaj płuczą?
Z chlania, piąty raz już jestem.- chwilę gawędzimy, jak w teleekspresie dowiaduję się, że rozpieprzyło mu się małżeństwo i nie odzywają się do niego dzieciaki.
Idę dalej, w kąciku telewizyjnym posiaduje skromny, wyciszony jegomość, witam się z nim i zadaję to samo pytanie-z czego Cię tutaj płuczą?
-z leków, poszedłem za bardzo w uspokajacze.- wyjaśnia.
-nie przejmuj się, każdy człowiek pragnie spokoju.- pocieszam go.
Na końcu korytarza ciężko jak bieszczadzka lokomotywa człapie i łapie powietrze świszcząc płucami, wielki koleś. Podchodzę, podaję dłoń i zagaduję.-dlaczego tak ciężko Ci się oddycha.
-obustronne zapalenie płuc, hazard, kurewstwo.- zwięźle, trójstopniowo przedstawia się.
Wracam do pokoju, kładę się i chwilę wpatruję się w pogodną, żółtą ścianę z portretem pana Wojtyły. Mówię do niego:-tak, ludzie są zawsze piękni nawet w prosektorium
R