Jazda po końskim chuju
Na dziennym oddziale psychiatrycznym każdy przybywa ze swoim indywidualnym plecakiem pierdolców, które tak na marginesie zauważając mają wymiar bardzo realny dla swego właściciela. Siedzę sobie w zespole nienormalnych-normalnych i udaję zombie. Moje udawanie wydaje mi się bardzo prawdziwe i najzupełniej w świecie rzeczywiste. Po około godzinie proszę o kartkę papieru i coś tam sobie piszę. I tak codziennie. Po jakimś czasie koleżanka Basia, która zawitała do nas w stanie zupełnej katatonii ożywiła się i ze stanu „wyłącz” przeszła na stan „włącz”, przeszła na maksymalne obroty, zatrybiła na jakąś hiper aktywność werbalną, co stało się odrobinę nie do zniesienia. Pomiędzy wyrzucanymi jak z karabinu maszynowego tekstami padło i to zdanie:
-Rafał, ja myślałam na początku, że Ty spisujesz moje myśli i je zabierasz. Byłam tym przerażona.
Odpowiedziałem:
-Basiu, nie. Ja spisuję własne myśli, a to powód dla Ciebie i dla nas do jeszcze większego przerażenia.
R