Historia
żywota baflowego zapisana żółcią na płatach wątroby jego
Baflo wrócił ze szpitala, gdzie przez
dwadzieścia dni reanimowano jego osobistą wątrobę. Właściwie to wróciło pół Bafla,
bo w szpitalu zostało drugie jego pół – czytaj opuchlizna alkoholowa. Pierwsze,
co rzuca się na obserwatora jak ośmiornica na kanapkę z szynką, to przerażone
oczy baflowe, z których przebija się ten porażający lęk przed próbnym
umieraniem. Na dzień dzisiejszy obywatel Baflo składa się z tych skrajnie
przerażonych oczu i chudych jak patyki odnóży górnych i dolnych. Oto siedzi
przed dużym sklepem w towarzystwie Fudżisa i spożywa piwo bezalkoholowe. Na
razie się waha i pomny przestrogi pana doktora: „Jak pan się weźmie za chlanie,
to ma pan około roku”. I miejmy nadzieję i trzymajmy za niego kciuki, że nasz
Bafluś nie podpisze się na końcu historii własną żółcią na płatach swojej
wątroby.
Oto Baflo – pisarz eksperymentalny, który tworzy
swą własną Wielką Księgę Wątrobową.
R