Dwadzieścia par kocich oczu
Matka całe życie opiekuje się czymś, ma taką ponadczasową misję. Opiekuje się całym światem, by on nie umarł. Karmi go i martwi się o niego ponad miarę i ponad swoje siły. Matka opiekuje się swoimi i naszymi snami o kruchym wyobrażeniu łagodności istnienia. Matka opiekuje się naszymi rodzinnymi traumami i karmi je swym bezgranicznym poczuciem gorzkiej klęski. Matka opiekuje się całym narodem i całą tą ziemią, wygłaszając autorytarne sądy. Matka opiekuje się mną, przypominając mi nieustannie, że trzeba jeść i się ciepło ubierać, bo można umrzeć z głodu i się przeziębić. A w szczególności Matka opiekuje się dwudziestoma parami kocich oczu, wyzierającymi ze wszystkich kątów jej domu i wołającymi nieustannie:
-Opiekuj się mną, opiekuj się mną, opiekuj się mną.
Ja długo jeszcze nie doścignę Matki w tym opiekowaniu się światem, nie potrafię się zaopiekować sobą, a z drugiej strony też poszedłem w jej ślady, bo opiekuję się pamięcią o całym swoim świecie. Rozjechanym istnieniem żaby na październikowej chłopskiej drodze zwiędłym jaworowym liściem na starym łemkowskim cmentarzu przebrzmiałym szumem wody w rzece Solince.
Muszę też cały czas czymś się opiekować, bo patrzy na mnie dwadzieścia par kocich oczu.
Miau, miau, miau, miau, miau...
R