Święty
Albert wyklął Rapera
W ziemie Janek Raper został miłosiernie
przygarnięty na łono świętego Alberta
pod Sanokiem. Na początku szło mu dobrze: jadł, spał i godzinami wpatrywał się
w sufit, ale ileż można wpatrywać się w betonowy kwadrat? W końcu Raper
wywiercił swym wzrokiem wielką czarną dziurę na tym sklepieniu i ta dziura
spadła na niego swym ciężarem mrocznej otchłani i Raper doznał wtórnego zapłonu
swego szaleństwa, które prowadzi go krętymi drogami prawie pół wieku (z tego
trzydzieści pięć lat pod wspływem substancji). Janek wstał z łoża i postanowił
spożytkować nagromadzoną, trzymiesięczną energię. W ramach jej parcelacji dał w
ryło czterem pensjonariuszom, wybił dwie szyby w oknach i jedną w drzwiach.
Posturę ma mizerną, ale zanim łapiduchy ujarzmiły ten wybuch czystej energii,
to trochę krwi im napsuł. Brat Albert w trybie natychmiastowym ekskomunikował
Janka i odesłał go do Cisnej. Mimo tego drobnego nieporozumienia Raper wydaje
pozytywne opinie ośrodkowi wczasowemu, w którym
gościł:
-Zajebiście
było, warunki po chuju.
W drugą stronę jest trochę gorzej, brat Albert
przedzwonił do gminy Cisna i asekurancko zastrzegł:
-Nigdy
więcej meneli z Cisnej, nigdy, ale to przenigdy…
R