Stalowe róże na mogiłę sapera

 

 

      Rysiek Mechanik wczoraj skonał o świcie w szpitalu, a jego kompan na miejscu przedwczoraj skoszony eksplozją, która miała zdarzyć się siedemdziesiąt lat temu, ale jacyś trefnisie pod koniec drugiej wojny zdeponowali stalową śmierć w bieszczadzkiej ziemi w prezencie dla przyszłych pokoleń, żeby chłopcy też zakosztowali okropieństw i potworności z wojennych sztychów Goi. Rysiek od zawsze miał ciągoty do rosyjskiej ruletki – rozbrajał, wytapiał trotyl, analizował, gromadził wiedzę o pociskach boga wojny – artylerii. I jak to w przypadku sapera pomylił się tylko raz i bum! Nie ma Ryśka i jego kolegi. W Siekierze mamy trzy stalowe róże wykonane przez niego, świetnie się nadają na mogiłę sapera. Szkoda gościa, nadzwyczajnie zdolny mechanik i artysta. Wykonał piękne rzeczy ze stali. Wykorzystywał motoryzacyjny złom jako tworzywo. Świeczniki, lampy z tłoków, zaworów karterów, z łusek pocisków i rozbrojonych moździerzy kształtował arcydzieła. Kochał stal, a jak wiadomo, to co kochasz cię zabije. Rysiek pochodził z Bydgoszczy – Wenecji północy, czarna woda Brda nauczyła go jak wydobywać z niej ryby. Pamiętam jak woził w swoim samochodzie przez tydzień wielki łeb tołpygi i z dumą o nim opowiadał. Pewnego razu przez telefon pokierował mną tak, że sam naprawiłem swój samochód. Zdolny jak cholera, tyle, że tkwił w nim ten niepohamowany pociąg do energii zamkniętej w małych żelaznych pudełkach. I bum! Stalowe róże na mogiłę sapera...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R