Miłość piździłość i wojskowe dziewczyny

 

 

Idę na przerwę obiadową do naszych sąsiadów, przy owocujących już nabrzmiałych czerwienią gronach jarzębin siedzi obywatel M. i Ł., a naprzeciw nich dwie laski. Dzidek krząta się w milczeniu zwiastującym chwilową trzeźwość. Dosiadam się do towarzystwa i rozeznaję po chwili klimat – ewidentnie laski dały dupy chłopakom kilka godzin wcześniej. I fajnie, niech żyje sobie ruchanie. Zawsze wolę słuchać niż gadać, to i słucham tym razem. Laski napierdalają cały czas o wojsku, musztrach, broni i batalionach pospolitego ruszenia. Patrzę na nie jak na kosmitki, bo to albo psychologiczny podtekst chęci zbliżania się do napalonych chłopów, albo niezdrowa chęć dominacji, albo tam jakie inne pojebane sado maso. Po dwudziestu minutach słuchania rozbolała mnie głowa od tej frontowej narracji i się zmyłem. Po kilku dniach zachodzi do Siekiery obywatel Ł. i żali się:

-Ty, kurwa, pamiętasz te wojskowe laski? Jedna chciała się już sprowadzić do M. z gotowym planem zamieszkania, a druga do mnie! Ja pierdolę, to już nie można sobie raz ruchnąć, bo one zaraz się organizują w struktury militarne i przed kapelana wleką. No ja pierdolę odjazd jak chuj. - żali mi się obywatel Ł.

Z boku stoi przy barze Dzidek Miłosz. Jest już po kilku wściekłych, to z automatu włącza mu się głos:

-Miłość piździłość kurwa. - syczy krótko.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R