Drobne życie Bafla
„Daj trzydzieści groszy”,
„Masz może dorzucić siedemdziesiąt groszy?”, „Pożycz dziewięćdziesiąt groszy” -
to są skromne kwoty, które brakują obywatelowi Baflowi
do szczęścia. Najwyższą kwotą, jaką kiedykolwiek usłyszałem od niego było całe
pięć złotych, ale to był już akt ostatecznej desperacji i zaburzenia percepcji
rzeczywistości. Czyż nie można wysunąć tezy, że obywatel Baflo
jest najszczęśliwszym człowiekiem, bo dowodem tego są jego skromne potrzeby
materialne?
Niektórzy twierdzą, że Baflo funkcjonuje na poziomie pierwszego czakramu lędźwiowo-krzyżowego, to jest – podstawowych
potrzeb. Ja zaś twierdzę, że Baflo osiągnął rozwój ostateczny i posiadł świadomość najwyższego czakramu oświecenia, który jak strusie jajo unosi się ponad
jego piękną głową. Drobne życie Bafla jest nad wyraz
zorganizowane i głęboko przemyślane.
Stoimy nad szambem, ja i Baflo, on odkręca śruby od zatkanej pompy. Patrzę na
jednolicie brązową substancję ostatecznej przemiany pokarmów w energię życiową, a raczej na to, co z tego
zostało, czyli wielkie, zbełtane, ludzkie gówno i
zastanawiam się nad stopniowaniem rozwoju duchowego. Myślę o drabinie czakramów, po której pasowałoby się wspiąć do ostatecznej
szczęśliwości istnienia. Z zazdrością patrzę na Bafla, który osiągnął już najwyższy stan rozwoju i z
przygryzionym językiem odkręca trzy śruby od gównianej pompy. Podnoszę wzrok i
spoglądam na przechodzących za płotem ludzi. Mówię cicho do siebie:
-Nasze drobne, cielesne istnienia pożądają wielkości ducha.
-Kurwa, ta się zapiekła jebana! - przerywa mi Baflo, złorzecząc na
ostatnią, oporną śrubę.
Spoglądam w dół do szamba i kwituję te swoje wewnętrzne
dywagacje trzema prostymi słowami:
-Jedno wielkie gówno...
R