Zaburzenia
paradoksu istnienia
Pustak świętuje siódmy lipca, niby nie ma
żadnego święta, ale dla Pustaka jest – świętuje on kolejny dzień swego
paradoksu istnienia. Od godziny szóstej rano rozpijają z Fudżisem
pół litra malinówki, a radość, którą przy tym okazują jest czysta i
spontaniczna. Po spożyciu Pustak kieruje się w stronę kramu Chodora,
słyszę z Siekiery, jak lży go i wyzywa, a na koniec przewraca jakieś stojaki z
paciorkami i innymi duperelami.
Zauważyłem,
że jest we wsi kilku obywateli, którzy gdy mają chujowe samopoczucie idą sobie
wpierdolić Chodorowi, tak terapeutycznie, dla
uwolnienia negatywnej energii. Z drugiej strony pustak przewracający
przekupniom stragany przywodzi na myśl obywatela Jezusa w podobnej sytuacji,
aczkolwiek Apostołowie nie pozostawili świadectw czy był on wówczas najebany.
Słyszę jak Chodor broni się dyplomatycznie mówiąc do
Pustaka:
-Za
bardzo Cię lubię żeby Ci wjebać.
Podziwiam
Chodora – skurczybyk gra na emocjach. Dobrze wie, że
Pustaka nikt nie lubi, to trafia w jego słaby punkt. W końcu Fudżis rusza z odsieczą i tonuje Pustaka polewając mu w
plastikowy kubek wino proste. Pustak–Jezus wlał je w siebie i wówczas nastąpiło
to zaburzenie paradoksu istnienia: przeprosił Chodora,
przeprosił wszystkich obecnych na parkingu i ruszył stonowany w wieczór swego
istnienia...
R