Wzniosłość życia
Chrzanu nakopałam i utarłam, ale wieczka od słoików były na trzy ząbki, a powinny być na cztery i się nie domknęły. Chrzan sczerniał i trza było wszystko wyjebać, a szkoda, bo taki był biały jak śnieg – kopany na tej łące starego Kazka… Szkoda…
Kiełbasy dobrej nakręciłem, więcej szynki dałem we flaki niż tłustego, wieprzowego. Uwędziłem na olszynie mieszanej z jałowcem, cud kiełbaska wyszła, ze dwadzieścia kilo lekko było. Powiesiłem, żeby wystygło w stodole, ale wysoko, żeby koty nie doskoczyli. Rano przychodzę, a tu w pizdu moja kiełbasa porozpierdalana na klepisku. O ja pierdolę, te kurewskie pomioty jakoś się tam dostali, wpierdolili i wszystko zmarnowali. Całą moją robotę chuj strzelił, a to co zostało psu Azorowi wyjebałem…
R