Wtyczka
Połowa lutego odarła ze śniegu całą naszą wieś, kilkudniowe ciepłe wiatry zwinęły ten biały całun przy potoku Habkowieckim zakwitły już bazie, szyszki olchowe nabrzmiały, a "kotki" na leszczynach przybrały brązowo-zieloną barwę i wydaje się, że za chwilę wybuchną pyłkiem, rzeka Solinka uwolniła się z kajdan lodu, na szybie domostwa tłucze się przebudzona mucha. W tej pięknej, przedwiosennej scenerii Fudżis z Pustakiem szukają kupca na wtyczkę do betoniarki, prezentują artefakt mojemu ojcu, a ten z urzędu konfiskuje ją wydając werdykt:
- Nie będę swojej wtyczki, która mi zginęła.
Fudżis z Pustakiem udają się do Flapsa żeby ten poświadczył o legalności fantu, przedsiębiorcy odzyskują wtyczkę i nagabują mnie:
- Dwa piwa chcemy - proponują układ handlowy.
Oglądam i wydaję ocenę:
- Starego typu na trzpienie, a nie na bolce możecie wsadzić sobie ją do dupy.
- Jedno piwo - próbuje targować Fudżis.
- A co ja, kurwa, muzeum wtyczek zrobię? - odcinam się od tego interesu.
Komiwojażerowie ruszają w szarość wsi szukać potencjalnego kupca na nikomu nie potrzebną wtyczkę do betoniarki, a ja idę po rower, muszę dzisiaj trochę pokręcić, bo jestem przerażony, że my w tej wsi zajmujemy się takimi rzeczami, jeśli w innych wsiach i miastach ludzkość też tak czyni to wielki chuj, nasz koniec jest już bliski.
R