Wieś
moja nocną porą w dźwięki Szopena odziana
Wróciłem późno po północy z jakiegoś anonimowego
miasta, wróciłem do swojej nazwanej miłością wsi Cisna. W samochodowym radio
sączyły się miło dźwięki fortepianowej muzyki Szopena, nad wsią księżyc
zawieszony jak romantyczna latarnia rozświetlająca czar nocy letniej.
Pomyślałem sobie, że szkoda udać się do Morfeusza, a więc pojeżdżę sobie po
swojej wsi i zobaczę jak ona śni. Przed Siekierezadą gwar młodych istnień
spragnionych emocji, większość domostw już śpi, w czerni szyb odbija się
księżycowa poświata, nadając im trójwymiarową głębię. Na trotuarze przed
kościołem Olek Pustak przycupnął i zastygł tak nakryty biało-czerwoną flagą (to
nie na cześć Szopena – to na cześć EURO). Pod ławką na parkingu delektują się
świeżością trawy Zapór z Andrzejem Motylem. Jeżdżę sobie tu i tam, zaglądając w
teraźniejszość i w przeszłość mojej wsi. Przemykają mi obrazy z dzieciństwa,
dotyczące tych samych miejsc i mieszają się z kadrami dzisiejszej nocy, a
wszystko to cudownie odziane w dźwięki Szopena, prawie śnię na jawie o swojej
pięknej wsi – o jej pięknych mieszkańcach śniących w objęciach dwóch gór – Honu i Horbu, o rzece Solince,
która szemrze im codziennie szeleszczącą, chłodną
wodą kołysankę o tym co było, co jest i być może też o tym co będzie....
R