Śmierć drzewa
To drzewo narodziło się przede mną, pamiętam je od zawsze. W dniu, w którym ujrzałem światłość świata, ono stało już od dziesięcioleci nad brzegiem potoku habkowieckiego i szumiało pieśń o istnieniu drżącymi liśćmi. Pamiętam z dzieciństwa jak bawiliśmy się z Darkiem w cieniu jego majestatu, bawiliśmy się w piękne, bezgranicznie ufne życie, a ono stało niewzruszenie nad brzegiem szemrzącego potoku i darzyło spokojem przedwiecznej istoty. Od kilku lat z niepokojem patrzyłem jak ten jesion tracił liście, myślałem o nim zawsze, gdy przechodziłem obok niego. Patrzyłem z niepokojem na ten zwiastun śmierci i wspierałem go słowem: „Żyj proszę, żyj proszę”. W tym roku na wiosnę starzec Jesion nie obudził się ze snu zimowego, już nie obrodził strzępiastymi liśćmi. Jego majestatyczne ciało czerni się w mroku nagie, upokorzone przez śmierć… Przechodząc obok niego mówię tylko: „Tak mi przykro, że odszedłeś, tak mi żal”…
R