Skaza minionego piękna
Jest we mnie wielka ciekawość dotycząca życia innych ludzi. Siedzę sobie nieraz gdzieś, czy to w autobusie, parku, czy lokalu użyteczności publicznej i patrzę się dyskretnie na światy innych istot. Piję herbatę w opolskiej herbaciarni i zajmuję się swoją pracą – obserwowaniem ludzi, siedzę na tarasie, który otacza piękny starodrzew, wypełniający przestrzeń zielenią. Wychodzi na papierosa wysoka kobieta, odpala go z wystudiowanym gestem i zaciąga się z wyraźną przyjemnością. Jest na pewno po pięćdziesiątce, rozmawia przez telefon po francusku, jej chrapliwy głos zniszczony przez tytoniowy nałóg jeszcze bardziej czyni język francuski śpiewnym i szeleszczącym. Kobieta wystukuje na mozaikowych płytkach w biało-czerwone kwadraty równy rytm na szpilkach, pasujący do tej kompozycji. Jest idealnie wyprostowana i świadoma czaru i doświadczenia. Chcę ubrać w słowa to, co widzę, chcę skondensować to zjawisko do jednej tezy i wiem, że już gdzieś to mam na końcu języka. Zawsze tak mam, że chcę coś nazwać, choćby było to już dawno nazwane, ale ja chcę to nazwać na nowo i po swojemu. Zamawiam sobie łagodne grejpfrutowe piwo i sącząc je odnajduję zsyntetyzowaną formułę tej kobiety: Skaza Minionego Piękna…
R