Sklep Zdzicha – Strażnica
Bieszczadzkiej Duszy
Kręcę w jesień swojego
istnienia w stronę połonin. Lubię zahaczyć o Sklep Zdzicha na Wetlinie, bo to
jedno z niewielu tego typu miejsc w Bieszczadach, gdzie przetrwał jeszcze ten
relikt cudownej atmosfery nieustannego, jesiennego, nostalgicznego smutku
przemijania: Wojtek Poeta, Artur, Sebastian, Janek Samolot i inni wielcy
mężowie posiadują przy tym drewnianym nadkąszonym przez niezniszczalne zęby
Samolota stole i wchłaniając substancję patrzą szczerymi, ufnymi, dziecięcymi
oczami na miażdżącą potęgę czasu, a Zdzichu im ojcuje i matkuje, wybaczając jak
Jezus miłościwie wszystkie grzechy i myśli krzywe. Atmosferę tego miejsca można
porównać do patrzenia na te wielkie lipy przydrożne po drugiej stronie traktu
gubiące liście, jakby obserwator pragnął, by wróciły one na swoje miejsce,
jakby chciało się je przyporządkować – każde do jego gałązki, ale to jest już
po sekundzie niemożliwe, bo liście w chaosie i drżeniu rozpierzchają się gnane
przez wichry czasu po całej Wetlinie. A oni posiadują tam tak ufni i szczerzy i
pielęgnują tą nieprzemijającą ludzką nostalgię. Strażnicy smutku i przemijania, strażnicy bieszczadzkiej duszy...
R