Pożegnanie wszystkich szarości
Pierwszy dzień marca otworzył swe bramy na oścież, śnieg zsunął się leniwie ze stoków i łąk w ciemne jary potoków i rzek. W rowach przydrożnych kiełkują już lepiężniki, a spływające z gór wody uniosły lód skuwający rzekę Solinkę i Wetlinę do Bieszczadzkiego morza. Ptaki pięknie już jazgoczą w młodnikach, a wysoko pod niebiosami kołują myszołowy, które za chwilę przystąpią do godów. Pogięta, pomięta, zszarzała przyroda szykuje się do zmartwychwstania. Piękny to czas gdy można powoli żegnać się ze wszystkimi szarościami zimy, choć one też są cudowne. Lubię tę oćmę szarą, góry skrywają się w te szarości jak góra lodowa w oceanie i wszystko jest pozbawione barw, można rozróżnić tylko nieliczne odcienie królującej szarości. Nawet rzeka Solinka wówczas toczy swe wody szarą wstęgą. Stojąc pośród tej bieszczadzkiej wszechwładnej szarości, istoty zastanawiają się czy były kiedykolwiek na świecie barwy, czy nie są one aby wymysłem wyobraźni, a biel śniegu potęguje jeszcze nasycenie szarością tej szarości. Marzec mówi do nas: radujcie się stworzenia, przeżyliście szarość zimy, z każdym nadchodzącym dniem ofiaruję wam coraz więcej barw. Wystarczy tylko, że przyjdziecie do mnie i sięgniecie dłonią, oto dzisiaj żegnajcie się ze wszystkimi szarościami bieszczadzkiego świata, porzućcie je, czas na zmiany.
Słucham tej deklaracji ciepłego, marcowego dnia i wierzę w nią święcie. Oto nadchodzą dni syte barw, czas już żegnać wszystkie szarości. Piękny pierwszy marcowy dzień wskazuje mi drogę, idę tam, ale trochę mi żal, żegnać się ze wszystkimi szarościami zimy, żal tej nostalgii i zadumy, i tej tajemniczości, i mgieł bo piękne są te wszystkie szarości, lubię je i pociągają mnie…
R