Pokłoniły się drzewa ludzkim drogom

 

                       

Połowa lutego jaśnieje pełnym słońcem, śnieg z połonin wpędziły w doliny ciepłe deszcze, jak pasterz swe białe owce. Błękit nieba nęci swą bezbrzeżną pogodą wszelakiego ducha. Kręcę na rowerze w kierunku Leska, wzdłuż ludzkiej drogi leżą powalone, martwe drzewa, po pniach widać, że są zdrowe, ale pokłoniły się w interesie bezpieczeństwa ludzkich dróg. Wszystkie je pamiętam kilka dziesiątek lat, nieraz mój wzrok zaplątał się w ich gęstwinę gałęzi, żyły razem z moim żywotem, żyliśmy razem. Dzisiaj pokłoniły się śmierci. Te żniwa drogowców rozedrgały mnie, nie potrafię się cieszyć tym pięknym dniem. Cały czas myślę o nich, o drzewach, które wędrowały razem ze mną, były w moich myślach, moich marzeniach, mojej duszy. Wiedziałem, że żyją i było mi lżej, dzisiaj widzę ich śmierć i jest mi ciężko. Pokłoniły się drzewa ludzkim drogom. Po cóż rozpaczam, tak jakbym nie wiedział, a przecież dobrze wiem i mam tę świadomość, że wszystko musi umrzeć.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R