Pogodna rozpacz


Bujność tego lata wdziera się do mojego wiejskiego domostwa, kiście dojrzewających jarzębin pukają swą rozkwitającą czerwienią w szyby okien, a w nich jak w lustrach odbijają się falujące liśćmi jesiony, trzy brzozy przed gankiem jak trzy siostry z rosyjskiego dramatu strzegą spokoju. Bluszcz wspina się na białe ściany jakby był posłańcem przyrody mówiącym: musimy żyć razem w zgodzie, bo zieleń to życie. Pelargonie na parapetach okien płoną swym żarem, świerki i modrzewie z dumą stroszą się swymi igłami, wszystko wokół krzyczy: istnienie, istnienie! A ja trzymam w dłoni kubek herbaty i ogarnia mnie pogodna rozpacz, taka, która drży niepokojem jak ten listek wierzbowy na wietrze, taka, która mówi: twój świat chyli się ku upadkowi, ale nie martw się człowieku, on i tak posprząta zgliszcza. Świat zagospodaruje nawet pył po tobie. Pogodna rozpacz dojrzewa we mnie jak te kiście czerwieniejących owoców jarzębiny, pogodna rozpacz oplata mnie jak ten bluszcz białe mury domu, pogodna rozpacz strzeże mnie jak te trzy siostry-brzozy.

Pogodna rozpacz roznieca we mnie żal bólu, krwiście czerwonego jak te pelargonie na oknie. Oto świat mój chyli się ku upadkowi, a ja trzymam w dłoni kubek herbaty i patrzę z łagodnością jak ogarnia mnie Ona, cudowna, pogodna rozpacz...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R