Pięćdziesiąt groszy
Marzec snuje się szarością, a ja chodzę wokół stawu przy Siekierezadzie i wpatruję się w szarą toń wody bliźniaczo odbitej w lustrze nieba, przy brzegu unosi się w niej mały szczupak - wygląda jak kawałek patyka - gdy poruszam się zbyt gwałtownie ryba znika z szybkością strzały. Zza pleców słyszę znajomy skrzek:
- Cześć, podejdź do płota - podchodzę i witam się z obywatelem Baflem - masz może jakąś robotę, potrzebuję pięćdziesiąt groszy? - pyta.
- A mam, dam ci sztychówkę i wykopiesz dziesięć metrów rowu na metr głębokiego, o tutaj przy stawie - wyjaśniam rzeczowo zakres robót za te pięćdziesiąt groszy.
Na twarzy Bafla dostrzegam paraliż, za chwilę dobywa się z jego krtani bulgot:
- To jak kurwa, za pięćdziesiąt groszy dziesięć metrów rowu mam kopać? - rzęzi przerażony.
- Owszem, to ja mam pięćdziesiąt groszy więc ja decyduję o ich wadze.
- Pierdolę to, idę w chuj - oświadcza niedoszły pracownik i unosi swój napuchnięty korpus w szarość wsi.
- Kto ma pieniądz ten ma władzę! - krzyczę za nim i rechoczę sobie cichutko z tej lekcji ekonomii, którą zafundowałem Baflusiowi.
R