Olek wybrał góry, a one wybrały jego
Kręcę na rowerze w kierunku Wetliny, pełnia lata poraża zmysły powłóczystością łąk i chrzęszczeniem szarańczaków, zdaje się że one tym uroczym jazgotem tną te trawy, że wszystko za chwilę skoszą w jedną wielką ciszę. Kręcę na Wetlinę z drżeniem w duszy, myślę o Olku Ostrowskim, który wybrał góry, a one wybrały jego, który umiłował je absolutnie i oddał im wszystko co miał najcenniejsze. Pamiętam sprzed lat jedną z pierwszych wspinaczek Olka w towarzystwie Agnieszki Z. wspiął się na dach Siekierezady, a ja się wściekałem. Dzisiaj pomyślałem sobie, że już wtedy chciał oglądać gwiazdy z jak najbliższej odległości. Olku jesteśmy dumni jako społeczność z Twoich dokonań, mimo że mnie zawsze przerażają bezkompromisowe wybory ludzi gór podziwiam ich, że pragną tam iść, a ja boję się chłodu i zimno mnie przeraża.
W Krakowie gościnnie udzielono mi pokoju, w którym mieszkała Agnieszka Z., rano Olek wpadł z nią z naręczem lin, czekanów i całej graciarni sprzętu wspinaczkowego, po szczerym uśmiechu Olka widać było, że to całe jego życie, że istnieje by płonąć pasją do lodowych szczytów.
Kręcę na rowerze przez tę powłóczystość bujnych, bieszczadzkich łąk i zdaje mi się, że chrzęst szarańczaków tym uroczym jazgotem skosi zaraz te wszystkie trawy, że wszystko za chwilę ta muzyka skosi w jedną wielką ciszę.
R