Mój cień mnie prowadzi
Wracam do domu drogą wysrebrzoną łuną księżyca. Pełnia tego ciała niebieskiego, tego odwiecznego przyjaciela Ziemi, pełnia mroku, przeżynana liniami światła. Zupełna bezwietrzność i te cienie gałęzi drzew leżące na żwirowej drodze, jakby negatyw rzeczywistości rozścielił się jednym wymiarem u ludzkich stóp. Po tej płaszczyźnie wędruje przede mną mój cień, wydłużony do skrajności, jakby ożywiony ryt skalny pradawnych ludzi. Zastanawiam się dokąd zmierza mój cień pośród srebrzystej pożogi księżyca, dokąd on mnie prowadzi. Gdy myśli me zaczęły drżeć niepewnością zatrzymałem się, a On zrobił to samo, czeka na mnie mój przewodnik, nie nalega, nie pospiesza. Ruszył, a ja za nim, bo komuż mam bezgranicznie ufać jak nie jemu. On widać zna drogę, bo pewnie prowadzi, obdarzę go wiarą w słuszność naszej wędrówki… bo mój cień mnie prowadzi.
R