Mietek
Nożownik już nie potrzebuje jeść wcale
Jeszcze wczoraj wieczorem rozmawialiśmy w domu
na temat Mieczysława, Agniecha postanowiła uszykować
mu paczkę świąteczną. Dzisiaj, dziewiętnastego grudnia zszedłem z góry Horb do wsi i dowiedziałem się od Miśka, że Mietek zamarzł
na śmierć i leży sobie na łączce między starą gminą, a domostwem Darka.
Poszedłem tam natychmiast, bo przecież razem z Darkiem i Mietkiem chodziliśmy
do jednej klasy. Darek krzątał się przy chałupie, a w radiowozie pan policjant
oczekiwał na prokuratora. Darek podprowdzadził mnie
na skarpkę, skąd rozpościerał się panoramiczny widok
na śmierć Mietka i wyjaśnił:
-Był
u mnie wczoraj, naniósł mi drewna na opał i zostawił sobie rękawiczki na
kaloryferze żeby mu wyschły, a jak wyszedł, to coś mnie tknęło i dzwoniłem do
Buli żeby upewnić się czy dotarł.Ale Bula jak zawsze
o tej porze był już za pewne nieczynny i spał. -
Darek
wyraźnie przejęty relacjonował ostatnie chwile Mietka:
-O,
wyszedł i dwadzieścia metrów od domu padł i już nie wtał.
Patrzymy
z wielkim smutkiem na naszego kolegę z klasy – Mietka Nożownika, któy z rączkami na piersiach, jak małe dziecko z
podkurczonymi nóżkami zastygł w śmiertelnej pozie. Oprószył go delikatny śnieg
i teraz wygląda jak żołnierz spod Stalingradu. Nasze wczorajsze rozmowy na mietkowy temat i Darka wczorajsze przeczucie to zapewne
aura mietkowego umierania rozlewająca się w
przestrzeni ulotnością, jak ta mgła nad Łopiennikiem. Jeszcze wczoraj
przepisywaliśmy z Różą opowiadanie o żywym Mietku, a dzisiaj muszę zasiąść do
jego epitafium.
Mietku,
wielką pustkę uczyniłeś w ciśniańskiej przestrzeni
swym odejściem i te dzisiejsze szarości grudnia są jeszcze bardziej szare i
przytłaczające, i jak przy każdym odejściu bliskich mi osób czuję, że mnie też
sporo ubyło, bo Mietek Nożownik wędrował ze mną od początku mego świata, a
dzisiaj muszę upchnąć do swego bagażu, który taszczę w worze swego istnienia
jeszcze tą jedną smutną śmierć...
R