Kto mi to wszystko ofiarował?
Sierpień - ten piękny miesiąc aż ciąży bogactwem darów, jego dojrzałość poraża zmysły. Słońce oślepia swym blaskiem wypływające z mrocznych jarów bieszczadzkie potoki, zdaje się zamieniać ich powierzchnię w płynne, świecące srebro. Kręcę na rowerze pośród tych szczodrych darów, podziwiam i zachwycam się pytając: kto mi to wszystko ofiarował? Dziwię się sam sobie, bo moja miłość do tego miejsca na ziemi jest tak świeża i szczera jakby narodziła się przed chwilą, jest spontaniczna, histeryczna i zaborcza. Kręcę na rowerze, a szlaki wytyczają mi żółtości szalonej rudbekii w żarze upału opuszczają swe płatki kwiatów jakby zawstydzone, że ośmieliły się świecić takim blaskiem jak słońce. Zatrzymuję się przy jednej z głębinek na Wetlince i zanurzam się w jej toni. Otaczają mnie piękne formacje skał, patrzę na to wszystko z nabożnym uwielbieniem i pytam się: kto mi to wszystko ofiarował? Leże w tej sunącej w dół jak wąż rzece, wyciągam przed siebie dłonie i staram się ją z przekorą zatrzymać jakby to miała być taka przenośnia żeby ubłagać ten czas i utrwalić ten cud na tysiąclecia, ale po chwili uśmiecham się i mówię do rozszemranej, płynącej wody:
- Nie da się, ty zawsze przenikniesz ukradkiem pomiędzy naiwnościami i nadziejami.
Wychodzę z rzeki, siadam na rower i kręcę na Rajskie tam zostawiam swój młynek buddyjski i idę wyschniętym dnem jeziora martwiąc się, że jest w tym roku tak ubogo wody, by się zanurzyć musiałem powędrować aż do Olchowca do przystani Pod Brzęczącymi Trzmielami. Wszędzie mnóstwo ludzi wszyscy radują się sierpniowym istnieniem, łąki na Rajskim rozkołysane włóczydłami polnymi bielą się ich rozczochranymi łbami. Patrzę się oniemiały na ten cud i zadaję sobie to pytanie: kto mi to wszystko ofiarował?
R