Jesień
wzywa
Jesień wzywa mnie i nęci, kręcę na rowerze po
leśnych stokówkach, podziwiam i sycę się tym pięknem i czuję, że tutaj
prawdziwie żyję i tak uszczęśliwiam swój byt. Na stokach gór buki ciężkie od
złotego listowia pysznią się swym bogactwem, dzikie czereśnie płoną czerwienią,
od której nie można oderwać oczu, jawory żółcą się, a jesiony brązowieją.
Ostatnio tylko to mi daje ukojenie, tylko w tym widzę sens. Biegnę jak wilk,
pojawiam się na Studennym, za chwilę pod Tworylnym i ciągle mi mało tych gór i
zawsze słyszę ich zew, który wypełnia mnie radością i szczęściem, wiem już kim
będę jak umrę – będę Bogiem, bo to on właśnie siedzi sobie całymi wiekami, a to
nad brzegiem Solinki, a to na Łopienniku, a to na Krywym w objęciach Sanu i
podziwia własne stworzenie i patrzy i napatrzeć się nie może, i we mnie też
jest taka potrzeba, i podobnie jak jego, nie zajmują mnie zbyt wiele ludzie,
zajmuje mnie piękno stworzenia. Ale póki jeszcze nie zostałem tym Bogiem kręcę
sobie na rowerze i jak wilk węszę za piękniejszym pięknem i cały czas
zastanawiam się czy piękno jest tożsame z wolnością, i coraz bliżej jestem tego
stwierdzenia, że tak...
R