Ford Burma GTBA
Ja już miałem swojego psa
Człowiek ten miał psa, a jak się już ma psa to świat widzi, że taki człowiek chce być z innymi istotami i kieruje w jego stronę inne dobra, które można miłować. Człowiek, który miał już psa miał też żonę i dwójkę dzieci, dom mieli i ziemię otaczającą ich szczęście kwiecistymi łąkami. Ale jak się już ma tyle pogodnych dni to w końcu przychodzi burza i wszystko się zmienia. Wojna wybuchła i ukazała swą barbarzyńską twarz. Człowiek musiał opuścić wszystko co miłował i poszedł zabijać innych ludzi, którzy chcieli mu to zabrać, a sąsiad przyrzekł mu, że zaopiekuje się jego domem i rodziną. Człowiek, który już miał psa wrócił do swojej wsi w 1946 roku. Przyjechał wojskową ciężarówką, która woziła chleb do tych zagubionych górskich wsi. Kiedy ten wysłużony studebaker zatrzymał się zeskoczył z paki i ruszył w kierunku swego domostwa. Wiedział już wszystko i wiedział też co ma zrobić, zatrzymał się jeszcze przed swoim domostwem pośród wrześniowych, rozkołysanych traw i poczuł przez chwilę jakby to było wczoraj - dzień kiedy żegnał się z rodziną, dzień w którym sąsiad przyrzekł: zaopiekuję się twoją rodziną i twoim psem też.
Wspiął się na szczyt wzgórza i ujrzał wypalony dom szczerzący złowrogo zęby opalonym, poszarpanym kominem. Człowiek zamarł na chwilę po czym nagle odwrócił się i ruszył w dół do wioski. Wieczór zamykał już swe podwoje przeradzając się w ciemną noc. Jedyne światło, które jarzyło się nędznie jak latarnia w mroku pochodziło ze starej knajpy. Człowiek wszedł tam coś mu mówiło, że jest tam ten którego szuka, przeczucie go nie zwiodło. Bez jednego słowa wywlókł go na dwór i zaciskając dłonie na jego szyi rzekł:
- Chcę mojego psa, pójdziesz i pokażesz gdzie go zakopałeś.
Tamten bez sprzeciwu ruszył pod górę w kierunku spalonego domu. Człowiek wziął spod ściany knajpy łopatę. Ich niema procesja z drzewcem łopaty na ramieniu kładącej cień na drodze budziła grozę. Kiedy dotarli na tę ich golgotę sąsiad człowieka wskazał podwyższenie ziemi za spalonym domem i rzekł stłumionym głosem:
- Tutaj go zakopałem.
Człowiek wręczył mu łopatę i syknął:
- Kop.
Sąsiad człowieka zaczął ryć ziemię co rusz ukradkiem spoglądając na stojącego i milczącego właściciela psa. Coś błysnęło bielą w martwej ziemi, człowiek rzekł:
- Przestań - wskoczył do dołu i odepchnął kopiącego. Nachylił się delikatnie oczyścił z ziemi bielejącą tam czaszkę psa i uniósł ją w swych dłoniach.
Jaśniejące bielą wyszczerzone, duże kły przeraziły sąsiada człowieka, rzekł:
- Kupię ci innego psa.
Człowiek, który miał już swego psa chwycił mocniej białą czaszkę w dłoni i zbliżał się nieuchronnie do swego sąsiada mówiąc:
- A inną żonę też mi kupisz, a inne dzieci też mi kupisz, czy może ulepisz ich z tego popiołu?
W tym momencie obaj wiedzieli już co bogowie zamierzają, jakby jednocześnie przeczytali tę jedną stronę księgi przyszłości uchylonej na chwilę przez stwórców. Człowiek wiedział, że zabije swojego sąsiada, a sąsiad człowieka wiedział, że ta dzisiejsza noc wyznacza kres jego istnienia. Wbijając oburącz szpiczastą czaszkę zwierzęcia w mózg sąsiada człowiek rzekł:
- Ja już miałem swojego psa...
Letni wiatr podniósł z placu drobiny pyłu przez moment wyglądało jak na starej fotografii, jakby jakieś potężne siły ożywiły zastygłą od dziesięcioleci odbitkę utrwalonej kiedyś chwili. Był rok '56, na ten zakurzony plac wjechał swym Fordem Burma najstarszy stażem kierowca, jego twarz bez śladu jakiejkolwiek mimiki, jak oblicze kamiennego posągu zatrzymywała uwagę obserwatorów. Było w niej coś ciężkiego, coś groźnego, coś bolesnego. Młody kierowca, który przybył do tej bazy transportowej zagubionej w bieszczadzkich lasach zapytał stojącego obok brygadzistę:
- Kto to?
- To Człowiek, mówi na siebie Człowiek, a my mówimy na niego Ten, Który Miał Już Swojego Psa.
Młody kierowca spojrzał pytająco, brygadzista odpowiedział na jego nieme zapytanie:
- W czasie wojny sąsiad wydał jego żonę i dzieci Niemcom, a jego psa zatłukł siekierą.
- Osądzili po wojnie tego sprzedawczyka?
- Tak, zagryzł go pies - powiedział cicho brygadzista.
Człowiek, który miał już swojego psa zaparkował Forda pod rozłożystym jesionem, wysiadł z pojazdu, odpalił od zapałki papierosa i stał w tym żółtym pyle miecionym przez wiatr jak ta postać na tej starej fotografii, na której ktoś kiedyś utrwalił odchodzącą w niepamięć chwilę, w której jakiś człowiek miał swojego psa.
R