Ewangelia
według świętego Mietka od zamarzania
Nie chce mi się tłumaczyć mojej skromnej
literatury ani wykładać jej na Uniwersytecie Ciśniańskim
– na torach za Siekierezadą. Nie chce mi się, ale muszę. Opowiadanie „Mietek ma
już co jeść” wzbudziło zawirowania emocjonalne u naszej szanownej szefowej
szkolnej stołówki, która wykarmiła nas wszystkich ciśniaków
smacznym jadłem – wykarmiła mnie, moją córkę i może na to jedzenie załapie się jeszcze
dziecię mojego dziecięcia. Zmusiłem się do tego wykładu na temat mojej
literatury ze względu na szacunek do obywatelki Haliny, która stwierdziła, że
nie tak było. Jej opinia jest słuszna i prawdziwa, bo ja nie dokumentuję
naszego świata na zasadzie polskiej kroniki filmowej, moim modus operandi jest histeryczno-magiczny realizm. Spisuję
ewangelię wielkich świętych od upadku na podstawie relacji proroków takich jak Baflo, Fudżis, Tadek Orangutan,
Pająk itp.. Opowieść „Mietek ma już co jeść” jest pokłosiem oryginalnej i
prawdziwej relacji proroka Bafla i nie interesuje
mnie czy jest to stuprocentowa prawda, bo mnie pociągają mity i legendy z życia
wielkich świętych od upadku, bo tylko tyle po nich zostaje i z całym szacunkiem
do odbiorców tej histeryczno-magiczno-realnej literatury – nie muszę dodatkowo
czynić wykładów z literaturoznawstwa jeśli komuś się nie podoba to jak ja
postrzegam swój świat. Jeśli masz inny ogląd napisz, namaluj, wyrzeźb własną
wizję. Pozwolę sobie zakończyć humorystycznym, histerycznym, patetycznym
stwierdzeniem:
-Halina,
ty nakarmiłaś Mietka, a ja dałem mu nieśmiertelność.
I
w tym momencie w tle odtwarzamy z magnetofonu lakoniczną wypowiedź Mietka
Nożownika, jaką często mnie traktował:
-Ale
ty jesteś pierdolnięty, chuj - nie pisarz...
R