Boję się pięknego lata


Nigdy nie było w Bieszczadach tak pięknego lata, a może kiedyś było przed naszym istnieniem, ale my tego nie pamiętamy, kilkadziesiąt dni bez deszczu z pełnym słońcem darzącym życiem w pełnym jego blasku. Boję się tak pięknego lata, bo ono zmusza człowieka do hiper aktywności, nie chce się odchodzić w sen, nim on się zacznie już pragnie się świtu. Takiemu latu oddaję wszystko, a kiedy przychodzi jesień stoję wówczas u jej bram nagi i bezbronny odziany tylko w piękną depresję. W rzece Solince skrupulatny rachmistrz zliczyłby wszystkie kamienie, woda ledwo się sączy, źródła i strumienie, które istniały od zawsze wyschły tego lata, wyschły jak moje pragnienie życia. Boję się tych pięknych dni przetykanych smutną nicią pożegnań ludzi, którzy byli ze mną od zawsze, od początków mojego świata. Z końcem sierpnia wraz z jego słonecznymi dniami pożegnaliśmy panią Łaskudową, która zawsze kiedy tylko ją spotykałem na ciśniańskim trakcie kojarzyła mi się z pięknym okresem dzieciństwa, tyle pięknych, letnich dni spędziliśmy biegając wokół jej domostwa bawiąc się w dziecięcą wizję świata czyli szaleństwa.

Taki rozdźwięk pomiędzy pięknem tych letnich dni a nieuchronnymi wędrówkami w nicość istot, z którymi wędruję w naszej bieszczadzkiej przestrzeni i naszym bieszczadzkim czasie. Boję się tak pięknego lata jak to, któremu oddałem całego siebie, boję się tak pięknego lata, któremu pani Łaskudowa oddała całą siebie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R