Biedroń ratuje córkę Wilhelma
Nowak przegląda w mojej obecności elektroniczne wiadomości, pokazuje na którąś tam z kolei i mówi:
- Popatrz, jakaś kobieta poszukuje w Bieszczadach swego ojca Wilhelma Hołochę. Jest tam taki w górach? - pyta.
- Jedyny Wilhelm w Bieszczadach jakiego znam to Wiluś, z opowieści jakie krążą o nim pasuje do portretu pamięciowego sprawcy.
- Czterdzieści lat go córka nie widziała - czyta dalej Nowak.
- Kawał czasu - kiwam głową.
- Jutro jak wrócę do Cisnej ustalę personalia Wilusia, bo nie mam pojęcia jak się nazywa. Opowiadał mi kiedyś jak mieszkał jeszcze na zachodzie Polski, pchał wózek ze swoją córeczką i zapatrzył się w kolorową wystawę sklepową, tak się na tym skoncentrował, że zapomniał o wózku z zawartością. Przypomniało mu się o nim dopiero jak przypadkowi przechodnie wszczęli alarm, że wózek samodzielnie porusza się po drodze między samochodami. Może tym pojazdem odjechała wtedy jego córka?
Na drugi dzień spotykam pod Siekierą Biedronia, tak się przejąłem tą sprawą, że nosiłem w kieszeni kartkę z zapiskiem "ustalić czy Wiluś to zagubiony tata".
- Cześć Biedroń, słuchaj, jak Wiluś ma na nazwisko?
- Hołocha się nazywa, ja też nie wiedziałem - chwali się Biedroń - ale kilka lat temu przyjechała do Cisnej jego córka i pytała się mnie o niego, Wiluś znalazł wtedy masę rogów, sprzedał je i chlali na roztokach na umór, nie chciałem żeby ona zobaczyła taki bajzel. Powiedziałem, że nie wiem gdzie on jest - z dumą relacjonuje Biedroń etyk.
Zamyśliłem się nad tym miłym zbiegiem okoliczności, że pierwsza osoba którą spotkałem na rynku ciśniańskim jest zamieszana w tę historię. Pochwaliłem Biedronia, że tak godziwie i roztropnie postąpił, że nie umożliwił córce spotkania ze swym rodzicielem po czterdziestu latach.
I tak wypuszczony przez Wilusia wózek z córeczką dalej sunie samotnie przez przestrzeń i czas i kto wie, może kiedyś ktoś stanie mu na drodze i go zatrzyma, a tym kimś będzie Wiluś, Wilhelm Chołocha zamieszkały Bieszczady, las 1.
R