A1Rh+


Człowiek umierał, nie było wątpliwości. Ten człowiek to wiedział i cały świat też wiedział, wiedziały o tym białe ściany tego pomieszczenia, wiedziały o tym kamienie na licu kominka, wiedziały o tym okna groźnie odbijając w szkle mrok wieczoru, wiedziały o tym gwiazdy na nieboskłonie, które świadczyły już o miliardach śmierci w tym wielkim, porażającym kosmosie, w którym ktoś tworzy te kruche byty, a później sadystycznie je niszczy ścierając na pył.

Człowiek, mężczyzna w kwiecie wieku otworzył sobie żyły, oparty plecami o białą ścianę rozpostarł ręce na kamiennej półce kominka, która była dokładnie na wysokości jego ramion i pustym już wzrokiem patrzył w pustkę szarości za oknem, z nadgarstków sączyła się krew rozlewając się na białej ścianie swym pulsowaniem w anielskie skrzydła. Gdyby były wątpliwości, że ten człowiek umiera można by się zachwycić tą malarską kompozycją: szary anioł z wyrazistą bielą twarzy i czerwienią skrzydeł. Ten szkarłat był też szarością, kolor tych skrzydeł był wiadomy przez to, że cały świat wiedział, że ten człowiek otworzył sobie żyły. Lot szarego anioła śmierci nad życiem tego człowieka szeleścił już tylko niewyraźnie wymawianymi słowami, brzmiało to jak cicha modlitwa:

- A1Rh+, A1Rh+, A1Rh+...

Ten człowiek chciał umrzeć, ale jakaś drobna część w nim nie chciała się temu poddać i to z tamtego miejsca dało się słyszeć ten uporczywy szept:

- A1Rh+, A1Rh+, A1Rh+.

Ta cicha, błagalna modlitwa o życie obudziła śpiące na piętrze dziecko, cichy tupot bosych stóp i zduszony krzyk. Dziecko, dziewczynka utrwaliła sobie do końca historii swojego świata te trzy ostatnie szepnięcia:

- A1Rh+, A1Rh+, A1Rh+...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R