Zwierzenia
Muszę się wam do czegoś przyznać, wiele opowiadań piszę w ubikacji na kiblu, ale nie martwcie się myję później ręce. Dobrze mi się tutaj tworzy, nikt mi nie przeszkadza, bo domownicy szanują intymność wypróżnień, a poza tym chodzi też chyba o zachowanie równowagi między stworzonym a przetworzonym, krótko mówiąc w kiblu panują idealne warunki do pracy twórczej. Minęły dwie dekady marca, a za oknem zwały śniegu, smętnie i szaro, pies chrapie na swoim czerwonym łóżeczku, a koty porozwieszały się przy kaloryferze, a ja siedzę sobie na muszli i na kolanach mam różowy zeszyt (kurwa jak to się stało, ż kupiłem sobie taki kolor, nie cierpię różowego) i patrzę się w lustro na brzegi, którego wspinają się metalowe żaby, a w nich odbija się ściana z potłuczonych płytek, którą ułożyłem własnoręcznie i myślę sobie:
- Kurwa, ta ściana jest jak mój mózg, żadnego prostego i symetrycznego elementu.
Przypominam sobie jak wczoraj stałem na moście za Siekierą z Baflem i wgapialiśmy się w czystą wodę rzeki Solinki uwolnioną już od lodów. Bafla widok ten natchnął do refleksji i rzekł:
- Jak byłem mały, to zawiązaliśmy linę i wspinaliśmy się po niej na most pół metra mi zabrakło i bym się chwycił krawędzi, a tu lina pękła i jebłem w dół jak kamień, dobrze, że to była zima to się nie zabiłem.
Popatrzyłem na niego i sarkastycznie skwitowałem:
- No, jak widać nie zbiłeś się, ale coś tam z ciebie musiało wypaść.
- Janka Rapera wywieźli - dodał Baflo.
- Na odwyk? - zapytałem.
- Tak, na wczasy - chrypnął z przekąsem Baflo.
I tak sobie patrzyliśmy w tę płynącą wodę rzeki Solinki, w tę łagodność krystaliczną i nasze myśli zaprzątały wydarzenia i ludzie w nich uczestniczący. Dzisiaj siedzę na swojej muszli i z obsesją myślę:
- Kurwa jak to się stało, że piszę w różowym zeszycie? Muszę go szybko zapełnić i schować, bo chuj mnie strzeli... Nie martwcie się, jak wyjdę to umyję ręce...
R