Zosi Trześniowskiej
Post Mortem o małych żabkach wychodzących ze stawu
Pod koniec czerwca, co roku odbywa się ten cudowny exodus małych żabek ze stawu przy Siekierezadzie. Gramolą się niezdarnie przez trawę jak przez lasy nieprzebyte, prąc do przodu. Gramolą się przez żwirowe podwórko jak przez skalistą pustynię nieprzebytą. Siła ich postanowienia jest godna podziwu, imperatyw dążenia do celu jest iście herkulesowy. Żabki w nieprzeliczonych hordach człapią niezdarnie pomiędzy oponami samochodów, pomiędzy stopami potężniejszych istot a napędem ich serc jest wiara w życie, wiara w utrzymanie jak najdłużej tych skomplikowanych procesów fizyczno- chemicznych składających się na cud istnienia. Siedzę za Siekierą i zahipnotyzowany tym pięknem wędrówki małych żabek, myślę o Zosi Trześniowskiej naszej koleżance z podstawówki, która odeszła w zaświaty i myślę o tym, co utraciliśmy, o tych pięknych wspomnieniach z dzieciństwa, w którym śmierć nie istniała. Pamiętam jak w piątej klasie umarła uczennica z naszej szkoły i w głowie nam się nie chciało pomieścić, że istnieje coś takiego jak śmierć. Wszyscy nie wiedzieliśmy jak się do tego odnieść, bo to niemożliwe żeby istniało coś takiego, przez naszą dziecięcą wiarę w istnienie nie chciała przebić się taka myśl, że życie może mieć swój kres. Ta nasza dziecięca wiara była tak potężna jak marsz tych małych żabek ze stawu. Siedzę sobie tutaj i patrząc na te małe stworzenia konsekwentnie dążące do celu myślę sobie o tym przerażającym fakcie, że dzisiaj przyjąłem do świadomości śmiertelność nas ludzi i trochę się nawet tego przeląkłem, że utraciłem tę wiarę w niewiarę kresu istnienia i myślę o tych słonecznych dniach, wakacyjnych, w których uczestniczyliśmy z powszechną i niezłomną dziecięcą radością i z tą niewiarą w kres istnienia, piękne to były dni, żegnaj Zosiu, przykro nam, ze uwierzyliśmy w istnienie śmierci, przykro nam, że przestaliśmy być dziećmi, niewierzącymi w śmierć…
Żegnaj Zosiu…
R