Zagubione istnienie
Koniec kwietnia i apogeum kwitnienia wszystkiego. Czeremcha czaruje swymi kwiatami, bystro płynąca woda w Solince, dzikie czereśnie mamią pszczoły z pasieki Mikołaja. Jabłonki i grusze na obrzeżach zagubionych wiosek bielą się drobnym kwieciem ku pamięci dawno nieżyjących gospodarzy.
Stojąc po środku tego wezbranego nurtu życia, nie ma się wyboru, po prostu trzeba iść do przodu z tym całym kwitnieniem. Wieczorem porządkuję zaplecze Siekierezady i odkrywam pod kartonami doniczkę z prawie suchą rośliną, tak tam zagubione istnienie. Chwilę wpatruję się z litością w tę mizerotę i dostrzegam jej chęć do życia, wynoszę ją na słońce, dosypuję świeżej ziemi i podlewam. Na drugi dzień idę do niej i z radością widzę, że pręży swoją łodygę i się zieleni, raduję się wielce, że mogłem się przysłużyć temu zagubieniu istnieniu, że będzie mogło iść do przodu z tym cały kwitnieniem.
R