W poszukiwaniu prawdy
O świcie dnia pańskiego 23 kwietnia przebudziwszy się ubrałem na nogi gumiaki i ruszyłem z widłami czwórkami w dłoni na poszukiwanie prawdy. Zacząłem swą misję od łąki przy stajni. Po zimie konie nasrali i udeptali spory areał, przeto rozgówniałem ten obornik wożąc go taczką w dalsze partie włości. Moim skromnym zdaniem najlepiej poszukiwać prawdy przy końskim oborniku, tezę swą motywuję tym, że obornik ten ładnie i prawdziwie pachnie i nigdy go nie brakuje, bo koń to istota, która składa się z dwóch czynności - ciągłego wpierdalania i ciągłego srania. Taplając się w tych czarnych gumiakach w pokładach końskiego gówna dzierżę w dłoni widły czwórki i jawię się innym istotom niczym ten Posejdon - władca morza odchodów. W poszukiwaniu prawdy, w myśl tej idei nie ustąpię z placu boju, a spod ogrodzenia wystaje zwieszony w kierunku ogródka wielki ryj Bregusia, który pokracznie usnął na trawie w takiej pozie, przerywam sobie na chwilę i wykonuję zdjęcie psu pod tytułem "A może bym sobie coś poplewił". Chwilę rechoczę ze swego geniuszu i przystępuję ponownie do poszukiwania prawdy grzebiąc w stercie końskiego obornika.
R