W pizdu
(Tego opowiadania nie warto czytać, przejdź do następnego)
Chujowy eksperyment literacki
W pizdu unikałem pisania po pijaku, bo uważałem, że to nieuczciwe w stosunku do mnie i czytelników, ale kurwa dojebało mnie, jestem najebany i słucham sobie Ozzy’iego w pustym barze niezupełnie pustym, bo jesteśmy tu w trójkę – Ozzy, Ja i Najebany Ja. Słuchamy się nawzajem i pijemy sobie wiśniówkę przepijając sokiem grapefruitowym. Chuj, złamałem zasady (nie pierwszy raz) piszę najebany, kurwa jestem tym przerażony mam poczucie, że chyba muszę umrzeć jak uczciwy samuraj, bo przekraczam bramy Mordoru. Ja jebię konstruuję słowa napierdolony, do czego doszło – no właśnie do tego, w pizdu upadłem na glebę. Pogłaszam sprzęt żeby Ozzy mnie stąd wyciągnął, ale coś się pierdoli i Manson drze ryja wciskając mnie jeszcze bardziej w podłogę. Ja pierdolę, w moim mózgu poważnie się przestawia, zadzwoniłbym do Jezusa żeby mnie ratował, ale raczej chyba też jest najebany. Kurwa, ja jebię tonę, jestem Robinsonem Crusoe na oceanie własnego szaleństwa, kurwa pomocy! Piszę najebany sięgnąłem dna, niech żyje jebane dno, niech żyją popierdoleni upadli, chwała potępionym, chwała mi! Rzygam już tą wiśniówką jest mi cudownie, bo rzygam, wreszcie rzygam jestem zbawiony, (bo to nowa wiśniowa kurwa jest religia) cudowna celebra rzygania.
Ostateczna konkluzja:
Jak człowiek najebany, to niech sobie tylko rzyga, niech unika pisania, nic z tego nie wynika.
R