Wielka przyjaźń
Józek kopał nad brzegiem Solinki robaki, były mu niezbędne do nanizania na haczyk, by później wymienić je z wartkim nurtem rzeki na dorodne pstrągi. Kiedy tak sobie kopał wydobył na światło dzienne kawałek stopy, ludzkiej stopy, chwilę się zawahał, ale ciekawość pchnęła go dalej i po jakichś dwóch godzinach wykopał całego człeka, znaczy się całego, ale bez tkanki "miętkiej". Józek stanął po skończonej pomyślnie ekshumacji nad obiektem i rzekł:
- No kurwa cały chłop - a płeć ocenił po pustej flaszce wódczanej, która leżała u boku szkieleta.
Józek tak się zaangażował emocjonalnie w tę niecodzienną sytuację, że zapomniał całkowicie o rybach. Zbliżał się wieczór, a on siedział zmęczony kopaniem w gliniastej, nadbrzeżnej ziemi i ćmił sobie papierosa rozkoszując się szemraniem rzeki Solinki. Popatrzył na swojego szkieleta i rzekł:
- No i co ja mam z tobą zrobić? Ani cię tu zostawić, ani cię zakopać z powrotem, a tak w ogóle jak ty masz kolego na imię?
I Józek zamilkł jakby się spodziewał usłyszeć odpowiedzi, po chwili rzekł;
- No nie możesz być przecież nikim, nazwę cię Czesio. Słuchaj Czesio zrobimy tak - jak nie masz nic przeciwko to wezmę cię do siebie, mieszkam sam z psem to nie będzie ci nic przeszkadzać.
Zdawało się w tym momencie Czesio skinął czerepem, to Józek znalazł na brzegu stary wór po ziemniakach i skrupulatnie kostka po kostce spakował całego Czesia, zarzucił przyjaciela na plecy i ruszył pod górę do swojego domostwa. Dotarł przed drzwi, położył wór z Czesiem na ganku, przekręcił kluczem zamek, otworzył i przywitał się z psem mówiąc:
- Słuchaj Azor będziemy mieli gościa, nie wiem ile będzie z nami mieszkał, ale na razie będzie.
Pies z zainteresowaniem przyglądał się jak jego pan wyjmuje z wora kość po kości i układa je na leżance pod oknem. Po dłuższej chwili "puzzlowania" Czesio leżał sobie poskładany na kocyku w kwiatki. Zadowolony Józek włączył telewizor, siadł na fotelu obok i zapytał się uprzejmie Czesia:
- Jakie lubisz programy, sport może obejrzymy? - wyglądało na to, że Czesio się zgodził.
Józek odkrył tego dnia, że w ich starokawalerski żywot, ich, czyli jego i psa przyszło nowe, Józek odkrył, że towarzystwo Czesia wniosło do ich domu dużo ciepłych relacji między ludzkich. Opowiadał leżącemu Czesiowi o łowieniu ryb, o zbieraniu grzybów, o powożeniu wozem końskim i o sadzeniu ziemniaków. Okazuje się, że nawet najdziwniejsze relacje międzyludzkie mają prawo istnieć pod jednym dachem, ale okazuje się też, że przychodzi też czas ich zagłady, a najszybciej dzieje się to za pomocą osób trzecich. Józek popadł w miłość do Krychy ze sklepu "na dole", zaprosił ją w sobotę na zabawę, a później do siebie. Krycha jak zobaczyła Czesia to uciekła w pola, ale Józek ją dogonił, a ona krzyczała:
- Nie zabijaj, nie zabijaj!
To Józek jej to wszystko wytłumaczył i ona z nim wróciła. Wypili w trójkę z Czesiem flaszkę i Józek zamiarował uprawiać z Krychą miłość cielesną, ale ona, co chwilę mówiła:
- Nie mogę on przecież tam leży i się gapi i wszystko słyszy...
Wielka miłość Józka i Krychy nie przetrwała próby, znowu spędzali w domostwie miłe wieczory: Czesio, Józek i pies Azor. Józek myślał, że to już dość stresów, ale Azor też źle znosił obecność Czesia gdyż musiał się dzielić z nim zainteresowaniem swojego pana. Śmierć na Czesia nie przyszła, więc z rąk Krychy, a z pyska Azora. Józek pewnej niedzieli wyszedł na ryby i zapomniał zamknąć drzwi do pokoju gdzie leżał sobie Czesio, wróciwszy z przerażeniem odkrył, że jego przyjaciel zniknął, a Azor leżał na swoim posłanku unikając kontaktu wzrokowego.
- Coś kurwa zrobił Czesiowi?! - krzyknął do psa.
Pies odwrócił jeszcze bardziej łeb, a Józek nalegał:
- Azor kurwa gdzie jest Czesio, zamordowałeś go?
Azor uparcie milczał i nigdy się nie przyznał i żyli już tak w tej nieświadomości jeden względem drugiego odrobinę nie ufając sobie, a biedny Józek zapominając się nie raz krzyczał:
- Czesio zobacz, jaki fajny film grają - albo - Czesio pstrąga grubego dziś złowiłem.
I po latach Józek rzekł do psa Azora:
- Wybaczam ci to morderstwo i mam nadzieję, że go zakopałeś, chociaż w jednym miejscu kostka po kostce, a nie zeżarłeś.
Pies pomerdał ogonem i się tak tylko trochę wrednie uśmiechnął, ale nic nie powiedział...
R