Trąbkarz czy polityk?

 

Zbliżają się nieuchronnie terminy wyborów i tych mniejszych - do kas gminy, i tych większych - do kasy państwa, i kasy Brukseli też. Siedzę sobie u mojego kolegi Marka w Sanoku, który boryka się z podobnym interesem jak ja i spożywamy herbatę gawędząc przy tym o rzeczach łagodnych. Nagle otwierają się drzwi i materializuje się osobnik, którego od razu klasyfikuję, jako istotę z cyklu „dziwna”. Gość przedstawia się Markowi i zarzuca go słowotokiem wymachuje jakimiś listami, tłumacząc:

-Ja z listy Gowina - zabrzmiało jak z „Króla Artura” - zbieram podpisy proszę pana, ja jestem z wykształcenia trąbkarz, ale nie pracuję w swoim wyuczonym zawodzie - i tutaj jednym tchem wyliczył wszystkie swoje niepowodzenia życiowe: rozwód, pracę, jako kierownik rozlewni wód i piwa, jakiś własny, pomniejszy, upadły interes i jeszcze kilka innych spektakularnych porażek, na koniec dodał:

-Jak się tam dostanę, to ja nie idę po kasę. Mnie interesuje działanie! Tylko czyn mnie, panowie interesuje!

Wręczył listę do podpisu Markowi, a ten dyplomatycznie wymigał się, że musi to przemyśleć, gość wyszedł, a ja mówię:

-Ale kurwa manifest polityczny, ten pan zachęca nas – wyborców swymi życiowymi klęskami. Może to i sposób? Ale chyba lepiej, żeby sobie grał na tej swojej trąbce, bo jak twierdzi Misiek: „Muzyk znaczy jedno: muzyk to debil”. A nam przecież nie o to chodzi żebyśmy mieli zamiast parlamentu Wielką Orkiestrę Symfoniczną Narodowej Klęski….

 

Powrót

                                                                                                                                                  R