Sztuka plastynacji

 

Nie wolno wstawać o świcie w szary, jesienny dzień, bo takie wstawanie grozi człowiekowi smutkiem bezbrzeżnym, bo ten człowiek, który wstał o świcie w ten szary jesienny dzień czuje się sparaliżowany czterema ścianami nocy, bo ten człowiek to w tej ciemności czuje się jak wyczerpany rozbitek na bezbrzeżnym oceanie i nawet taka mała wysepka światła z okna domostwa wydaje się w tedy latarnią odległą. Nie wolno wstawać o świcie w szary jesienny dzień, bo takie wstawania grozi człowiekowi smutkiem bezbrzeżnym. Gdyby nie ten potworny kac przed świtaniem Baflowi nie zdarzyłoby się to wstawanie o świcie, ale ten kac, ten pierdolony kac wepchnął go wprost w ramiona tego świtania szarego jesiennego dnia. Ściany mroku zaczęły się zaciskać kwadratową studnią na istnieniu Bafla, zaczęły wyciskać swym smutkiem bezbrzeżnym i rozpaczą nieskończoną przerażenie z oczu nieszczęśnika, który wstąpił w ten szary świt trochę ze swej winy a trochę nie. Otwieram Siekierę o ósmej i za kilka minut mam za plecami Bafla który powtarza z dramatyczną nutą: kurwa, kurwa, ja pierdolę .... Odwracam się z miotłą i ogarniam wzrokiem ten rozedrgany obraz człowieka w ramie szarej świtu. Co jest – pytam:

          Źle jest, chujowo jest, co robić - Baflo szuka rady.

       Zadumałem się chwilę nad tym nędznikiem, którego dopadł jesienny, szary świt a nawet przedświt i wydawało mi się znalazłem rozwiązanie:

Wiesz Baflo, może poddaj się plastynacji zwłok, jest taki magik, który plastynuje ludzi.

A co to kurwa ta plastynacja, docieka zrozpaczony.

Bierze się gościa i wypełnia jakimiś żywicami, ten zastyga w chuj na wieki i można go postawić nawet na dworze i będzie tak tkwił świeży setki lat, na przykład Ciebie można by splastynować na kiblu i ustawić na krzyżówce w Cisnej, pomnik ten podpisałoby się: Baflo - człowiek, który wstał o świcie w szary jesienny dzień by wysrać się obficie na swoje życie.

Baflo jak to Baflo roztrząsł się i jąkając się wdzięcznie wyrzęził:

Idź kurwa z tymi swoimi pomysłami a ja idę stąd w chuj.

Trzasną diabelskimi drzwiami i rozmył się w szarości jesiennego dni.

A ja zakrzyknąłem za nim: Baflo wróć, splastynujemy Cię, będziesz szczęśliwym dziełem sztuki, ale Baflo nie wrócił, bo wszelaka sztuka jest mu obca nawet sztuka plastynacji.

Wracam w noc ciemną po pracy i mam wrażenie, że nie jest najcięższą ciemnością i szarością ta noc, najstraszniejsza będzie ta ciemność i szarość przed świtaniem i dobrze wiem, czego boi się Baflo, on boi się szczerości świtu boi się prawdy po nocy, boi się prawdy szarości jesiennego dnia. Nawet nie zauważyłem, że przestałem iść, utknąłem między łąkami i patrzę w kierunku Łopiennika, którego nie widzę w ciemności, tylko wiem, że on tam jest, on tam jest - kurwa splastynowało mnie w pół drogi a do świtu jeszcze w chuj kilometrów...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R