Szczęśliwy
człowiek w pięknym świecie
Listopad już się chyli ku upadkowi, a jest tak cudownie, błękit
nieba jak morze spokoju, a ziemia bieszczadzka jak wyspa szczęśliwości
niezmierzonej. Świt ukrywa ten czar we mgle rozpostartej jak kurtyna nad lasami
i łąkami, potokami i rzekami. Słychać jak liście szeleszczą ogrzewane przez
promienie słońca, słychać jak na scenę wchodzi narrator i wolno opuszcza
kurtynę tajemnicy. Z mgły wyłaniają się kontury gór, wyłania się świat cały
jakby to nie mgły opadały a on się wypiętrzał w niebiosa. Wszystko toczy się
tak trochę sennie, jakby tej jesieni było o wiele za długo darowane czasu.
Wstaję z poczuciem lekkości, że dzisiejszy dzień do niczego mnie nie zmusi, że
będę czynił tylko to, co będę chciał czynić. Idę do stajni i wypuszczam konie,
daję im na pole siano, dotykam dłonią do ciepła końskiej szyi i zdaje się, że
pozyskuję jeszcze więcej spokoju i harmonii z dzisiejszym dniem. Słońce wyszło
już wysoko nad Hon, jak na listopad mocarnie przygrzewa, chwytam za sztychówkę
i kończę kopać ogródek, fajne jest takie międlenie ziemi, też się z tego
pozyskuje spokój. Po godzinie zmieniam front robót i ruszam porządkować
drewutnię, do której bałem się wchodzić kilka miesięcy z powodu chaosu w niej
panującego. Dzisiaj znalazłem w sobie równowagę by temu podołać. Dwie godziny
oddałem ze swego życia by nad tym nieładem zapanować, skończywszy tę pracę
udzielam sobie nagrody-wypłaty, czyszczę konia Emila, siodłam go i ruszamy
razem w łąki bieszczadzkie szeleszczące suszą połamanych badyli. Z siodła świat
jest też piękny i można go więcej uszczknąć, bo nie trzeba używać własnych nóg
i można się skupić na łowieniu piękna istnienia. Przejeżdżamy przez potok
habkowiecki i później rzekę Solinkę, końskie kopyta rozbryzgują wodę, zdaje się
cieszy to nie tylko mnie, ale i zwierza. Koń swym ruchem umięśnionego ciała
przenosi tę energię z matki ziemi do wnętrza mego ciała, zasila mnie tą
niewyczerpywalną energią życia, jest pięknie. Wracamy kłusem do domu, tam w
nagrodę Emil dostaje suchy chleb, który podkrada mu pies Brego. Pomiędzy
brzozami rosnącymi obok domu ścigamy się z moim szarym psem, cieszymy się razem
z tej cudownej jesieni, po chwili pies zmęczony położył się na suchej trawie, a
ja przysiadłem obok i głaszcząc go po łbie pomyślałem sobie:
- Jestem
szczęśliwym człowiekiem w pięknym świecie, to mniej więcej o to ma chyba w tym
wszystkim chodzić.
Jestem
szczęśliwym człowiekiem w pięknym świecie – cóż jeszcze można więcej chcieć od
tej przecudnej jesieni?
R