Światopogląd
stojącego na peronie
Stoję na peronie i patrzę na niknące w mroku światła
odjeżdżających pociągów. Stoję tam bez żalu ciesząc się, że doń nie wsiadłem.
Te pociągi upchane ludźmi przepadają w oddali i najdłużej z dowodów ich
istnienia brzmi drżenie stalowych szyn, prowadnic wyznaczających kierunek w
przestrzeni. Wydaje mi się, że ja już mieszkam na tym peronie, że to moje
miejsce bytu wszechwiecznego. Pociągi przybywają jakby z przeszłości,
zatrzymują się na mojej stacji, po czym ruszają w przyszłość. Peron wybrukowany
granitową kostką, którą zwilżył deszcz, odbija światło księżyca. Na obrzeżach
krzewiaste akacje drżą paskami swych liści. Już nawet nie ma we mnie takiej
myśli, by wsiąść do jakiegokolwiek pociągu. Przechadzam się i dotykam dłońmi
tych ciemnych w trzewiach nocy liści, patrzę na cienie drgające pod nogami
przechodzących jakby one były innym, oderwanym światem poza tą całą podróżą.
Patrzę na ludzkie twarze i ich znoszone buty, patrzę na drgające liście akacji
i ich niepokojące cienie na ekranie granitowych bruków. Raz jest pusto, a raz
tłoczno i nie wiem po jak długim czasie dostrzegam, że na przeciwległym peronie
wszystko się zmienia, ale nie ten jeden człowiek, nie wiem czy to człowiek,
który też tkwi tam w długim płaszczu i przez to wygląda jak człowiek.
Uświadamiam sobie, że on tam jest od zawsze, ciekawość mnie pchnęłaby iść się zapytać,
co on tam robi. Przeskakuję tory i podchodzę do tej istoty, wyczuwam, że to
chyba nie człowiek, jego obecność jest oczywista jak tych drgających cieni, jak
tego księżyca i tego mroku. Zadaję pytanie:
– Co tutaj
czynisz?
Spogląda na
mnie jakąś potworną, czarną otchłanią i odpowiada:
– Ja kieruję
światem, jestem jego zawiadowcą, steruję podróżą tej planety w kosmosie, ja
jestem...
Odwraca się
i idzie nieśpieszno w drugą stronę.
– Ale z tego
peronu to robisz? - krzyczę przerażony.
Zatrzymał
się, ale nie obrócił jednak usłyszałem odpowiedź:
– Miejsce jak
miejsce, przecież jestem...
Nie
dosłyszałem ostatniego słowa, bo na peron wdarł się skowyt hamującego pociągu.
Z niepokojem staram się wydobyć z mózgu to ostatnie słowo, dręczy mnie to i
niepokoi, bo ta istota na pewno to powiedziała. Biegam jak szalony i pytam się
ludzi, którzy stali najbliżej:
– Co on
powiedział, co on powiedział? Czy słyszeliście?!
I tylko szelest
tych ciemnych liści akacji i ich cienie u mych stóp. Stoję na peronie i patrzę
na niknące w mroku światła odjeżdżających pociągów. Głowa mi pęka od rytmu
wybijanych przez stalowe koła na szynach pytania:
- Co to było
za słowo?!
R