Studnia Emila
Jeśli istnieje piekło dla konia to jest to studnia, z której nie można się wydostać, w której jest lodowato i ciemno. Jeśli istnieje piekło dla konia to jest to bezruch zaklinowanego ciała i zalewająca nozdrza woda. Emil jest mądrym i pomysłowym koniem, więc znalazł sobie takie piekło. Wpierdolił się jak ogórek kiszony w słoik, tyle tylko, że jego słoikiem stała się łemkowska, kamieniem cembrowana studnia za domem świętej pamięci Domina. W ten kwietniowy dzień zbudził mnie telefon od Heli z dołu, która słusznie i prawidłowo opierdoliła mnie, że konie były już z wizytą o świtaniu w świeżo skopanym ogródku. Ruszyłem pędem do wsi by ustalić miejsce stacjonowania tych powsinogów, wytypowałem łąkę pana Domina, bo te skurwysyńskie, niedojebane embriony zwierzęce zawsze się tam pasą, chuj wie, co tam w tej trawie jest, ale jeden z drugim zapierdala właśnie tam, może pan Domin nawoził kokainą. Przybywszy na miejsce zauważyłem, że hucuł z imienia Oskar z Laufrem biegają zaniepokojeni i pomyślałem sobie:
- O kurwa, nie jest dobrze coś się stało, bo nie ma tej chodzącej końskiej kiełbasy Emila.
Spod ziemi usłyszałem rozpaczliwe rżenie, pobiegłem w to miejsce i nogi mi zwiotczały, gdy zobaczyłem łeb tego ścierwojada wystający ledwie nad powierzchnię wody, a ten łeb był półtora metra pod ziemią, a cały koń jeszcze dalej. Emil tkwił w niewiele szerszej od niego łemkowskiej studni. Emil tkwił w piekle konia, czarnej, mrocznej otchłani bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Sekundy trwały tylko jak te godziny poczym stłumiłem emocje i panikę mówiąc do chabety, która wgapia się we mnie przerażonymi, rozszerzonymi ze strachu źrenicami.
- Emil trzymaj się wyciągniemy cię stąd.
Nie miałem przy sobie telefonu, więc najpierw galopem do pani Huzarskiej by pozyskać środek łączności ze światem. Pani Jadzia zadziałała w międzyczasie, że pojawili się Gutek i Norbert. Jest dobrze na wojnie grunt to wsparcie, dobiliśmy się telefonicznie do Grześka Borgosza, który rzucił wszystko i przyjechał z Baligrodu na sygnale niskopodwoziówką z koparką. Grzesiek z sobie właściwym spokojem i precyzją wykopał obok studni wielki dół jak sarkofag Amenhotepa trzeciego i rozwalił łyżką koparki jedną stronę cembrowiny studziennej, pojawił się Misiek z Marcelim, którzy dołączyli masę pomysłowej pracy przy tym wykopywaniu konia. Za pomocą trzymającego mnie za nogi Miśka przełożyłem pasy pod brzuchem i zadem konia, poczym Grzesiek wytaszczył chabetę żurawiem koparki jak korek z wina do tego sarkofagu. Mieliśmy już konia w poziomie, to o wiele lepszy stan niż w pionie. Przód Emila chciał współpracować, ale tył już nie za bardzo. To był najczarniejszy moment akcji, pomyślałem sobie:
- Kurwa, tylko żegnać się z nim, strzelić w łeb i zasypać. Na miejscu końskiej kopalni odkrywkowej pojawił się też Tomek, który rozwiał nasze wątpliwości czy ponosić konisko wyżej. Emil pięknie poszybował w górę za pomocą żółtej koparki Grześka zdawało mi się, że w jego rżeniu brzmi:
- Kurwa, jestem pegazem.
Nim Grzesiek opuścił go na łąkę przemknęły mi jeszcze raz dramatyczne myśli:
- Kurwa, jak uszkodził nogi albo kręgosłup, to Róża się zapłacze.
Ale dzięki końskim bogom Emil po ustawieniu go na łące utrzymał się na wszystkich czterech kopytach. Chwilę ekipa Grześka go podtrzymywała i ruszył jak na Serengeti nowo narodzone cielę antylopy gnu. Potykając się i chwiejąc ubłocony po uszy wyglądał jakby się narodził z błota, bo zaiste były to jego drugie narodziny. Pół godziny dalej i byłby już pegazem aczkolwiek bezcielesnym (zdjęcia do tego materiału na fb Siekierezady). Serdecznie dziękuję w imieniu konia Emila Grześkowi Borgoszowi i jego ekipie z Baligrodu, pani Jadzi Huzarskiej, Norbertowi i Gutkowi, Heli Fecycz za to, że mnie opierdoliła i dzięki temu znalazłem głowę Emila w studni, Miśkowi i Marcelemu za nieocenioną pomoc, Tomkowi Kwiatkowskiemu za cenne rady. Nadmienię, że całość akcji ratunkowej przebiegła wzorowo, bez paniki i wszyscy spisali się po chuju, a ten niedojebany koński embrion pasie się na tej cudownej, przedmajowej, soczystej trawce i po jego ryju widać, że jest szczęśliwy a my wszyscy razem z nim.
R