Stefan - pół metra
do przodu
Patrzę zza kontuaru na Stefana Dekla, który próbuje uwolnić
rękę, która dzierży butelkę Lecha, a która jest mu niezbędna do wolnej pary
dłoni by wywijać w powietrzu obrazowe gestykulacje, z których bardziej można
wyczytać, o co Deklowi chodzi niż z jego przemowy. Patrzę, więc jak Stefan
szuka stolika i wreszcie znajduje…, ale niewidzialny, kładzie butelkę w
przestrzeni jak magik cyrkowy gdzieś pół metra od stołu i ze zdziwieniem
obserwuje jak ta się rozbryzguje o podłogę.
- Stefan, o
co Ci kurwa chodziło z tą sztuczką? – pytam
- Przecież
ten stół tu był – niedowierza Dekiel – przecież położyłem na blacie, a on
znikł.
Stefan
schyla się i zbiera szkła.
- Zostaw, bo
się pokaleczysz, wezmę miotłę – mówię.
Zamiatając
zielone szkło analizuję to zdarzenie.
- Stefan,
masz chyba jakieś przesunięcia wizji o pół metra, tutaj to jest niegroźne, ale
uważaj jak będziesz szedł do domu, bo na drodze takie przesunięcie może Cię
kosztować bolesnym spotkaniem z samochodem, pół metra od chodnika to już dość
dużo.
Późno w
- Ale jak
stawiałem to piwo, to stolik tam był.
- Wiem, wiem
nie martw się tylko uważaj na drodze i pamiętaj, że jesteś te pół metra do
przodu.
Dekiel ginie w ciemnościach grudniowej otchłani, a ja patrząc w
miejsce gdzie pochłonęły go odmęty nocy mówię:
- Bo to są
kurwa tacy czarodzieje, tacy sztukmistrze z naszej magicznej wsi Cisnej.
R