SMUTEK
ŚNIĘTYCH RYB
Lato
tego roku było piękne, Słońce rozsiewało swe dary wszystkiemu, wokół, ale
nadmiar korzyści dla jednego znaczy problemy dla drugiego istnienia. Staw przy
Siekierezadzie tracił swą wodę z dnia na dzień, potoczek zasilający to urocze
bajoro usnął w długim śnie suszy. Codziennie patrzyłem z niepokojem jak ryby
zbijają się przy pompce natleniającej wodę, którą zainstalowaliśmy z Miśkiem.
Wypatrywałem tęsknie w niebo za deszczowymi chmurami a w końcu trzeba było
podjąć decyzję by spuścić resztę wody i odłowić ryby,
bo zaczęły już snąć a staw wyczyścić z nagromadzonego przez ćwierć wieku osadu.
Część większych sztuk udało się uratować i przewieźć do stawiku na Horbie, ale dużo drobnicy utknęło w mule i tam skonało.
Stoję na grobli tego dużego martwego oczodołu i z przerażeniem patrzę na ten
smutek śniętych ryb, srebrzą się ich łuski w promieniach Słońca a biała czapla
dobija swym dziobem jak piką resztki żyjących. Ważka z niepokojem patroluje
swój utracony rewir tu i ówdzie skrobie się na brzeg żaba. Brzozy smętnie
opuszczają swe pożółkłe liście w nurt łagodnego wiatru i idzie piękna jesień i
świat jest piękny, ale trochę taki smutny tym niemym smutkiem śniętych ryb. Stoję
na tej grobli i wiem, że ten staw po oczyszczeniu będzie piękniejszy, ale czuję
brzemię odpowiedzialności, że przyczyniłem się do tej zagłady światów małych
stworzeń i trzeba będzie szybko oczyścić ten zbiornik by przywrócić życie, by
na wiosnę wędrujące na gody żaby nie zastały ziejącej pustki, bo człowiek nie
jest tylko odpowiedzialny za siebie a ciąży na nim również odpowiedzialność za
życie wokół niego. I wszystko będzie dobrze, bo świat jest piękny i pełen życia
tylko ten smutek śniętych ryb…
R