Senność kwitnących traw
Pierwsza dekada lipca oszalała bujnymi trawami, letni czas leniwie kiwa łbami chabrów przeginanych oddechem wiatru, włóczydła polne zawiesiły swe białe baldachimy w przestrzeni między łąkami a bieszczadzkim niebem. Pies Brego leży na swej kanapie za Siekierezadą, Baflo nerwowo przeciera swe codzienne szlaki, Mietek Nożownik wrócił z wariatkowa, Jasiek Raper zbiera datki na swe utrzymanie, koń Emil znudzony odpędzaniem natrętnych owadów schronił się w stajni i ze spokojem ukrytym w tych dużych oczach patrzy przez okno na wzbierające swą potęgą lato. Kolejka wąskotorowa pochłania jak wielki wąż swą codzienną strawę- tłumy ludzi, którzy chcą robić to samo, co osobnik przed nim, tłumy, które kierują się zbiorowym uproszczonym mózgiem, rzeka Solinka przemyka swym szemraniem przez senność kwitnących traw a w jej toni kleń czerwono płetwy patroluje swój rewir, z lekkością, jakby był tylko snem tej senności. Ludzie jedzą, piją, spacerują, karmią się obfitością lata. Zbyszek Drogowiec sprzedaje znalezione butelki, Marek, Co Nie Robi Nic- Najbogatszy Człowiek w Bieszczadach nie robi nic, a Cypis nie robi absolutnie nic. Patrzę na ten letni dzień na te stłoczone istoty na swój świat, który zatrzymał się jak okręt w dalekiej żegludze w tej bezpiecznej przystani 10 lipca. I jawi mi się to wszystko jak senność kwitnących traw.
Jak senność kwitnących traw…
R