Reise, reise czyli mleczowa orkiestra.
Majowa burza, a po burzy słońce szybko wysusza kałuże na placu za Siekierą. Na torach kolejki siedzą chłopaki z winem wiśniowym, ja siedzę przy ścianie i piszę sobie coś. Widząc mnie drą się:
- Napisz, że pijemy czerwone mleko od wściekłej czerwonej krowy - i wymachują kartonami wina.
Społeczność ta jest uradowana i pogodna, zrywają mlecze i na rurkach wygrywają tak zwane pierdzenie. Jeden mówi:
- O, moja coś nie pierdzi - i tak sobie muzykują na tych naturalnych instrumentach ciesząc się jak dzieci, tylko piją to czerwone mleko wściekłej krowy nie jak dzieci.
Jeden krzyczy:
- Kiedy napiszesz coś o mnie?
- Jak Baflo się przekręci - udzielam rzeczowej odpowiedzi.
Słońce przygrzewa, chłopaki przechylają plastikowy kubek z czerwonym mlekiem, Brego leży plackiem na trawie, a Tadek Zgrzewka nie poszedł z Flapsem do roboty, bo czyraka ma wielkiego na dupie i jeden z biesiadników proponuje mu:
- Do lekarza wstyd iść, daj jebnę ci, jaką dechą w dupsko to może samo pęknie.
Nie widziałem czy ten zabieg medyczny doszedł do skutku, bo skończyłem pisać i zaczęliśmy z Mietkiem, co wrócił z więźnia za nożownictwo układać deski przy Siekierze. Mietek jest trzeźwy i mówi, że nie będzie pił miesiąc, ale jak kończymy pracę prosi:
- Przynieś jakieś piwo.
- Jak piwo? Mówiłeś, że nie pijesz - ganię go.
- Piwa się nie wyrzeknę - odpowiada z przekonaniem.
Słońce schowało się za chmury i chyba znowu będzie padał ciepły deszcz, a na torach przygrywa mleczowa orkiestra i chłopaki dyskutują o Rammsteinie, jeden mówi:
- A słyszałeś "Reise, reise"? To leci tak - i nuci.
A ja z nieukrywaną ironią proponuję:
- Może kurwa zagraj to na mleczu - ale Rammstein chyba nie jest prosty do zagrania na mniszku lekarskim... Reise, reise...
R