Pytania i
odpowiedzi
W odpowiedzi na zapotrzebowanie do pracy licencjackiej, która
niewiadomo czy się napisała.
Znam tę ziemię od czterdziestu lat. Świadomie od trzydziestu,
pięciu, ale może te pięć lat podświadomej miłości do niej są najpiękniejsze i
najcudowniejsze. W okresie dzieciństwa związała mnie ta ziemia węzłem miłości
wzajemnej i tak już zostanie do końca mojego istnienia. Trzydzieści lat
wcześniej było tych Bieszczad więcej. Nie tylko, dlatego, że patrzyły na nie
oczy dziecka, ale dlatego też, że nie zdążyliśmy jeszcze tej ziemi zniewolić.
To w tamtym czasie narodził się turysta przez duże T, z plecakiem, prowiantem,
śpiworem i namiotem. Dzisiaj też jest taki turysta, ale ważne jest, czego on
szuka. Tamten szukał wolności i nie był to ślepy jej zaułek, bo przyroda i góry
są jej gniazdem, bo wolność tutaj mieszka, unosi się na skrzydłach myszołowa i
spoziera oczami sowy. Turysta z przed ćwierćwiecza był romantykiem. Dzisiejszy
jest bardziej pozytywistą. Kiedyś ludzie przyjeżdżali w Bieszczady żyć. Dzisiaj
przyjeżdżają „zarabiać”. Postęp cywilizacji wywiera piętno na bezkresnych
łąkach, na których mieszkała zawsze ona – przyroda, a dzisiaj mieszkają
rozrzucone domki letniskowe. Pracują na swych budowniczych – ludzi. Istoty
osiedlające się ongiś nie były tak drapieżne i zachłanne, dzisiaj zdarza się to
często. Społeczność naszych wiosek jest wymieszana jak piasek w betoniarce,
autochtonów zmiotła wielka druga burza dziejowa. I wraz z fundamentami tradycji
umarły nawet cmentarze, ale mieszaniny genetyczne są jak wiemy najzdrowsze,
więc to, co powstało z tych wszystkich uciekinierów przed miastem, alimentami,
prawem, sobą, też jest pięknem. W socjalizmie Bieszczady umierały z rąk
rozbuchanych aparatczyków, którzy zakładali nierealne plany pozyskania drewna,
a wszystko po to by zająć na siłę zatrudnianych robotników leśnych. Dzisiaj
umierają z chęci zagospodarowania ziemi przez demokratyczne społeczeństwo, ale
te zapędy (dzięki o nieistniejący bogowie) skutecznie hamuje prawo europejskie
– Natura 2000.jeśli będziemy postrzegać Bieszczady jak łup do podziału na pewno
zrobimy temu miejscu krzywdę, ale jeśli spojrzymy na nie z miłością, oczami
rolnika spoglądającego na swe zasiewy to plony, które przyniesie nam ta ziemia
będą piękne, ale musimy być uważni i jak najmniej ingerować w to już stworzone
piękno. By nie utonąć w nadmiarze subiektywizmu kilka prostych konkluzji o
rozwoju turystyki w naszym regionie: twórzmy rekreację nieinwazyjną, taką jak
jeździectwo (rajdy konne), popierajmy rowerzystów i trasy dla nich, narciarstwo
biegowe i zjazdowe (bez wyciągów), starajmy się eliminować pojazdy mechaniczne
zewsząd, skąd się tylko da, biegi (wyścigi psich zaprzęgów), te rzeczy się już
robi i te góry odwzajemnią nam troskę o nie pięknem niepojętym i nieskończonym.
Wszystko musi kiedyś umrzeć, ale może warto odwlec ten czas, te góry na pewno
nie zasługują na szybki kres, potrafią odwzajemnić miłość bezwzględnie i
bezgranicznie. W dzisiejszych czasach dużo ludzi zwiedza Bieszczady z nośników
mechanicznych, ale są też ci prawdziwi turyści, zachwycający się przyrodą w
ciszy, wędrówką w góry i zarazem w głąb siebie, a więc nie jest źle. Żyjemy
tutaj czyniąc różne rzeczy, a ja czynię „Siekierezadę”. Narodziła się z miłości
do literatury i prostych „człowieków” ciosających swój los siekierą. Nie był to
od początku przemyślany zamiar ideowy. Utworzył się przez dwadzieścia kilka lat
intuicyjnie. Na zachwyconych tym miejscem ludzi wylewam wiadro zimnej wody – to
po prostu moje życie, to wiejska knajpa, ale knajpa, którą obdarzyłem miłością,
tak jak tę ziemię. To moja udręka i ekstaza, bardzo osobista i nieraz
wampirycznie wysysająca energię. Wielu z nas używa w nazwach obiektów herbowych
stworzeń tych gór: wilcze, niedźwiedzie, jelenie itp. Wielu używa nazwy własne
gór, dolin, przełęczy, ale niewielu interesują losy tych istot i tej ziemi. Nie
wspominając wspólnot wyznaniowych, które mają realną władzę nad umysłami
ludzkimi i prawie niezauważają takich tematów jak ekologia i przyroda. Zaangażowane
są w innych sferach, przynoszących realne korzyści, a ogrody Pana je nie
interesują. Mieszkańcy wychodzą z założenia, że na nasze życie wystarczy tego
piękna, bo Staszek widział niedźwiedzia, a Janek wilka, ale dobrze by było żeby
starczyło też dla naszych następców. Wielu uważa Naturę 2000 za największego
wroga, ale żeby nie zdarzyło się tak jak w Ameryce, na Dzikim Zachodzie, że
wilki wybito a Indian przepędzono, a nazwy tych istot używane są wciąż do
komercyjnego obrotu towarami, więc jeśli z tym wywodem zawędrowaliśmy już tak
daleko, to na koniec parafrazując prezydenta jankesów: nie pytaj, co Bieszczady
ci dadzą, zapytaj, co ty możesz im dać….
R