Portret
człowieka w mroku jesiennego dnia
Ostatnie dni listopada, schodzę z góry Horb
do Siekiery, po drodze mamroczę do siebie:
- To ja, kurwa, taki tam sobie Mojżesz ciśniański
niosę wam z góry słowo. Dzisiaj o Jaśku Raperze,
o menelu, który był człowiekiem i jeszcze próbuje nim być, ale mu nie wychodzi.
Wiem, że go spotkam przylepionego do jakiejś ściany we wsi, wiem, że tkwi
gdzieś tam w ciemnościach i czeka, aż mu się przypatrzę i namaluję portret
człowieka w mroku jesiennego dnia. Kurwa, prawiem prorok oto dostrzegłem go już we wnęce muru za
dużym sklepem, przypomina rzymski posąg męża sławnego, uwiecznionego w marmurze
nagrobnym, a to tylko Jasiek Raper, menel jebany,
żebrak nachalny czyha na ofiarę. Podchodzę doń i staram się dostrzec jego
oczodoły, bo wydaje mi się, że to już trup tam stoi, milczymy długo mierząc się
wzrokiem poczym mówię w gniewie:
- Weź się za
życie skurwysynu, jeszcze zdążysz, jeszcze nie jest
za późno, przestań udawać pierdolonego trupa.
Raper coś tam bełkocze, odchodzę do pracy,
a w tej krypcie za dużym sklepem tkwi portret człowieka w mroku jesiennego
dnia. Chciałbym wrócić żeby jebnąć mu w ryj za to, co
sobie robi, ale chłodzę swoje emocje mówiąc do diabłów w Siekierezadzie:
- Niech zdycha
w spokoju, szczodry jest pierdolony, że depcze taki dar jakim
jest życie, chuj mu w mózg niech zdycha w spokoju.
Po trzech
godzinach wracam do domu, a on tam nadal jak upiór stoi – Portret Człowieka W
Mroku Jesiennego Dnia.
R