Pełnia
śmierci Teodora Więcka
Wczoraj zaczęła się pełnia księżyca, dzisiaj późno wracając z
pracy poczułem fizycznie ciężar księżycowego światła, wczoraj zaczęła się
agonia Teodora, dzisiaj czuje się fizycznie ciężar jego odejścia. To pełnia
śmierci tego człowieka rozświetla dzisiaj budzące się po zimie do życia łąki
bieszczadzkie. To pełnia jego śmierci wypełnia tą jasną, kwietniową noc. Piękny
to czas na narodziny panie Teodorze, a nie do zaśnięcia. Tydzień wcześniej
rozmawialiśmy przygodnie się spotkawszy o tym cudownym czasie i wiedzieliśmy
obaj o nadchodzącej pełni księżyca, ale nie byliśmy świadomi, że to też będzie
pełnia pańskiej śmierci. Patrzę w to oko cyklopa jaśniejące nad Bieszczadami i
myślę sobie: oto pełnia śmierci Teodora Więcka człowieka z tamtych czasów z
epoki Pezexa, Tadka Radzika, pana Dobrzańskiego, Jurka Dobraczyńskiego i innych
sławnych mężów, oto pełnia księżyca, oto noc, która stała się bramą do innych
wielkich światów, przez którą przeszedł człowiek z naszego małego świata. Panie
Todku chciałbym żeby pańskie dni się jeszcze nie wypełniły w tym srebrnym
świetle księżyca i chciałbym żeby ta pełnia pańskiej śmierci nie była jeszcze
pełna, ale cóż ja mogę w obliczu tej nagości tego światła ukradzionego przez
księżyc słońcu, mogę tylko przyjąć z pokorą to oświadczenie tej pięknej nocy:
Oto pełnia
ludzkiej śmierci.
R