Pastwa
Zostawiam Bregusia pod opieką Miśka w Siekierezadzie, wszyscy domownicy tego dnia są nieobecni na górze Horb. Misiek zamyka lokal i dzwoni do mnie, co zrobić z „cielęciem”. Wpadam na proste rozwiązanie, pytam się:
Jesteś samochodem czy idziesz do domu na nogach?
Misiek odpowiada, że jest spieszony.
To bardzo Cię proszę podprowadź psa pod sklep i każ mu iść do domu.
W porządku-zgadza się Misiek.
Za pół godziny dzwoni do mnie Seba i komunikuje, że Brego kręci się po drodze, ale uspokajam go, że tak ma być, bo on ma wracać z polecenia Miśka do domu. Wracam na górę Horb przed północą, psa nie ma, myślę sobie, przyjdzie. Czekam i czekam a tej szarej mendy nie ma. Patrzę na jego czerwony materac, na którym leży jego ulubiony podarty trampuś od Róży i aż mi się serce ściska, ogarnia mnie wielki smutek i chcę żeby ten smrodliwy pies już wrócił. W akcie desperacji wychodzę przed ganek, świecę światło a Breguś stoi pod progiem ze spuszczoną głową. Obściskuje go jakbyśmy nie widzieli się miesiąc spoglądam mu w oczy i widzę tam potwora- Pastwę, Pastwę samotności i przerażenia. Pies zagubił się w tej skomplikowanej sytuacji, którą mu zaaranżowałem, pies wyraźnie poczuł w swej duszy Pastwę samotności i opuszczenia, klękam i wtulam jego pysk w swe ramiona, mówiąc przepraszam Cię, nigdy Ci czegoś takiego już nie zrobię, nigdy nie skażę Cię na Pastwę.
R