Ostatnia
impreza Wojtka Stolarza Podłogowego
Spojrzałem
właśnie na przejechanego kota, który leżał pod kościołem w rowie, wtedy
zadzwoniło urządzenie przekazujące głos na odległość i z tego magicznego
pudełka usłyszałem drżący głos:
-Chciałam tylko powiedzieć,
że Wojtek się wykończył. Znaczy się obumarł mnie, to się stało wczoraj
Zaniemówiłem, nie chciałem
wierzyć, że Wojtek leży tam w tym Murowie, jak ten kot tutaj w Cisnej. Żona
Wojtka opowiedziała mi tę tragedię, a było mniej więcej tak:
-Panie Rafale, Wojtuś wrócił
z pracy o siedemnastej, jak zwykle jadł obiad i układał sobie w swoim zeszycie
plan pięćdziesiątych urodzin, weszło mu to już w nawyk, że rozrysowywał stoły
ustawione za Siekierezadą i marzył:
-Tutaj posadzę Janka Rapera
ze Zgrzewką, a tutaj
Panie Rafale, on miał ten
swój zeszyt z kaczorem Donaldem na okładce, osiemdziesięciokartkowy już prawie
zapisany, ale ciągle jeszcze coś poprawiał i tak się cieszył jak dziecko, że to
będzie najpiękniejsza impreza, ta jego pięćdziesiątka, z tymi wszystkimi menelami
z Cisnej. Panie Rafale tylko, co on zesztywniał, to ja od razu przewiesiłam te
obrazy na ścianie, bo te konie się mają rozbiegać w przeciwnych kierunkach i w
praktyce, o proszę! Wyszło na moje. Ale powracając do okoliczności odejścia
Wojtka… Jadł właśnie zupę pomidorową i pytał się mnie czy Darka z Sabą ma
posadzić koło Brega i czy psy nie będą się zaczepiały. I nagle podniósł łyżkę
do góry, tak na całe wyciągnięcie ręki i tak zastygł. Wyglądał trochę jak ta
statua wolności, tylko trochę grubsza, podeszłam, patrzę, a on nie żyje. I tak
siedział z tą ręką w górze. No nie uwierzy pan, tak siedział, ale wstał
jeszcze, ale jak nieżywy wstał, no przecież mówię, wstał tak, nieżywy, wylał
zupę z miski i nałożył sobie ją na głowę i jak żołnierz na polu bitwy krzyczał:
-Umarłem za chwałę, ale nie
za medale, umarłem dla Was, menele, oto jam, Wojtek Stolarz Podłogowy odchodzę
w nieznane.
I nic nie oddychał, no nic…
puls nawet badałam i lusterko do ust przystawiałam, martwy był jak przemawiał…
-To lekarza mogła pani
wezwać!
-A, co zrobiłam? Od razu
zadzwoniłam, przyjechał medyk z Brzegu, zbadał ciało i orzekł zgon
stuprocentowy. Zapytał się o dane i Wojtek je mu podał. Miejsce urodzenia,
PESEL, NIP i ubezpieczenie.
-To nie zdziwił się doktor,
że umarły mówi?
-Ani trochę, lekarz
oświadczył, że nie takie widział cuda.
-I, co było dalej proszę
pani?
-Wojtek przewrócił szafę na
ubrania, wyrzucił z niej wszystko, położył się w niej, zamknął drzwiczki i
rzekł: „oto moja trumna, oto mój sarkofag, napiszcie tylko kredą, że jam tu
spoczął”.
-To wzięłam kredę i
napisałam: „Jam tu spoczął”, jak on to zobaczył z tamtej strony? Nie wiem. Ale
wydarł się: „Nie kurwa „Jam”, tylko Wojtek Stolarz Podłogowy!”
-To szybko poprawiłam i on
rzekł: „No.”.
-A miał jakąś ostatnią wolę?
-Tak. Ciało swe nakazał
wystawić w Brzegu na widok publiczny w tej szafie, to zawiozłyśmy go tam z
sąsiadką i postawiłyśmy w pionie przy sklepie z obuwiem, przez cały dzień
ludzie narzucali kilka stówek, bo myśleli, że Wojtek żebrze na swój pochówek.
Trzy dni tak stał w tej trumnie – szafce, a raz nawet poszedł się załatwić, bo
powiedział, że nie zanieczyści gaci.
Pan go znał, on był zawsze
taki akuratny.
-A, kiedy pochówek proszę
pani?
-Jak wróci.
-Jak to jak wróci? To go nie
ma?
-Uciekł panie Rafale, jaki
wstyd… te wieńce, stypa, ksiądz, wszystko przyszykowane, a on jak zawsze
uciekł. On całe życie uciekał, gdzie ja go teraz mam umarłego szukać. Panie
Rafale, ja to właściwie po to dzwonię, a nie ma go u Was w Bieszczadach?
-Nie ma proszę panią..
-To jakby się zjawił, niech
mu pan przekaże, żeby przyjechał na ten swój pogrzeb, bo tu wszyscy czekamy i
żeby przestał się wygłupiać i udawać żywego, przecież to się nie godzi w jego
wieku. Oj panie Rafale, on jest niepoważny nawet w chwili zgonu, to ja jeszcze
raz proszę, jakby tam do was dojechał, to proszę przekazać, że my tu wszyscy
przed cmentarzem czekamy i żeby nie robił już wstydu…
R